Kossak Zofia-Krzyzowcy tom I, Zofia Kossak-Szczucka, Kossak Zofia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zofia Kossak
Krzyżowcy
Tom 1 – Bóg tak chce!
Tom 2 – Fides Graeca
PAX
(ji14)
Spis rozdziałów
TOM 1 — BÓG TAK CHCE!
Rozdział I — W którym czytelnik poznaje dobrych rycerzy śląskich 3
Rozdział II — O narodzinach małego synaczka w starym puszczańskim dworzyszczu 12
Rozdział III — ...Drzewiej... Drzewiej... 18
Rozdział IV — Gdzie Ofka doświadcza, jak łacno Bogi odmieniają dolę w niedolę szczęście w
nieszczęście, a dobro we zło 26
Rozdział V — ...Rychłoli wrócą?... Nierychło... Nierychło 32
Rozdział VI — O zbawczym klasztorze w srogich górach alpejskich leżącym 38
Rozdział VII — W którym dobrzy woje śląscy wędrują przez dziedziny prowansalskie, zgoła od ich
własnych odmienne 48
Rozdział VIII — O bożym człeku, Piotrze Eremicie, i licznych panach, rycerzach, baronach,
książętach na sobór do Clermont z całego świata ciągnących 63
Rozdział IX — Gdzie stykają się dwa światy 77
Rozdział X — W którym papież Urban II i Ademar de Monteil, biskup z Puy, przyjaciele, gadają
nocą samodwa o tajnych sprawach boskich i człowieczych 84
Rozdział XI — Gdzie Piotr Eremita przemawia, papież przemawia, tysiące słuchają, tysiące
odpowiadają, płomień przelatuje wichrem i poczęta jest krucjata 89
Rozdział XII — O dobrych rycerzach, którzy wzięli krzyż, co który czuje, myśli i zamierza 100
Rozdział XIII— O tym, jak tłumy krzyżowe, znęcone przez niepoczciwych dowódców, ruszają
same w nie znaną im drogę 112
Rozdział XIV — ...Gdy manna jeszcze nie pada 121
Rozdział XV — Niegodne ludzkości dzieje 128
Rozdział XVI — W którym okazuje się, że łatwiej być prorokiem niźli wodzem 134
Rozdział XVII — ...Zachód oderwał się od swych korzeni 141
TOM 2 — FIDES GRAECA
Rozdział I — W którym dobrzy rycerze zwalczają nieczyste moce 150
Rozdział II — Sprawa przysięgi 159
Rozdział III — W grodzie strzeżonym przez Boga 169
Rozdział IV — Gdy Wschód mówi o Zachodzie 180
Rozdział V — Basileus Isapostolos 188
Rozdział VI — Szatan czy Bóg? 198
Rozdział VII — W którym dobrzy rycerze wysyłają listy 213
Rozdział VIII — W Charonowej łodzi 217
Rozdział IX — W którym znów zjawia się szatan 229
Rozdział X — Jeszcze jeden nowy świat 236
Rozdział XI — Pod murami Nicei 245
Rozdział XII — Grzech czy wiedza? 272
Rozdział XIII — Allah Akbar! 277
Rozdział XIV — O niedoszłym Sądzie Bożym 291
- 2 -
Tom pierwszy
Bóg tak chce!
Rozdział pierwszy
W którym czytelnik poznaje
dobrych rycerzy śląskich
Rycerz Witosław Strzegonia, ostatni z jadących, obrócił się jeszcze raz ku klasztorowi.
— Ostańcie z Jezu Krystem! — zawołał.
— Jezus Krystus, Pan nasz, z wami! — odkrzyknął stojący w bramie przeor dodając
półgłosem:
— A zmylże im drogę, miły Panie Jezu! Nie ostaw krzywdy bez pomsty!
Własnoręcznie, nie czekając na brata furtiana, zawarł zamczystą bramę i stanął przy
częstokole chmurnie patrząc w las, gdzie cichł tętent kopyt. Sandały zaklekotały tuż za nim. Nie
odwracając głowy przeor słuchał żałośliwego wyliczenia brata cellerariusa, czyli szafarza.
— ...Chleb wszystek, jaki jeno był... trzy skopy... słoninę całą... cztery kopy jajców, jeden
podświnek, sera dobrego kadkę, krup mieszek.
— Utropa! Chąsa zbójecka! — stęknął gniewnie przeor.
— Miodu beczułkę, piwa dwie kadzie, owsa dziesięć miar, siana pół brogu... — ciągnął
szafarz głosem jednostajnym.
— Nie trzeba było tyle dawać... — mruknął przełożony.
— Staralim się, ojcze wielebny, staralim... Daremnie... Pachołki okrutnie były zgłodzone,
konie też...
— Wielmoże takoż nażreć się nie mogły — przyznał przeor. — Święty Lambercie, patronie
nasz! Na cztery niedziele starczyłoby tego jadła, co w jeden dzień zećpane...
— Na pięć albo i sześć — sprostował z goryczą brat cellerarius, wsuwając chude dłonie w
luźne rękawy burego habitu.
- 3 -
 — A nie wygadał się żaden pachoł, skąd jechali? — zagadnął przeor poufnie.
Brat szafarz spojrzał nań bystro, uśmiechając się półgębkiem.
— To nie wiecie jeszcze nic, ojcze wielebny?
— Nic nie wiem... Gadaj, a żywo... Pytałem nobilów, ale one sowę zadawszy żarły ilko, nic
nie powiadając...
— Pachoły też widno miały przykazane, żeby niczego nie gadać, alem jednego do infirmerii
wziął i krzynę spoił...
— Coć rzekł? — niecierpliwił się przeor.
— Od Kruszwicy gnają, ani popasają... Bitwa tam była, sroga pono...
— Święty Lambercie! Pomorzany aż pod Kruszwicę podeszły?
— Kamo Pomorzany! Z księciem się biły...
— Z księciem?
— Ano. Z Wodzisławem. Zbygniewa wywiodły z Saksonii i na stolec chciały sadzać, jeno
Sieciechowie ich rozbiły...
— Na rany boskie! Nowa zamieć się zaczyna!? Srogie to wieści, bracie szafarzu... Nie
łgałżeli ów pachołek?...
— Bogać tam... Prawie gadał...
Przeor patrzył tępo w ziemię. Naraz krzyknął jak olśnięty:

Toć trzeba było sprzysiężników cale za furtę nie puszczać! Jeść nie dawać!
— Iście, by kto raniej wiedział...
— Nie puszczać! Bramy nie ozwierać! Babilony. Achaby wszeteczne! Nie objadłyby nas,
chudziaków, a tu jeszcze i od księcia monitum usłyszeć możem...
— A opata jak na nieszczęście nie ma... Oj, będzie nam, będzie...
Nie odpowiadając przeor przemierzał szybkim krokiem niewielki dziedziniec. Wrzał z
wewnętrznej pasji tym dotkliwszej, że nie miał jej na kim wyładować. Któż tu był winien? Chyba
patron klasztoru, święty Lambert, któren swoje wierne sługi zaniedbał w porę ostrzec. O nowej
wojnie wewnętrznej nikt jeszcze w puszczy nie wiedział. Co najprzedniejsze śląskie nobile
podjechały kupą pod bramę wołając, by skoro otwierać. Na ich czele Ostój, zawołania Starykoń,
mianowany łoni przez księcia opiekunem i obrońcą konwentu. Jakoż było przed nim bramy nie
otworzyć? Jadła i spyży odmówić? A toć by klasztor na mieczach roznieśli...
...Któż mógł wiedzieć, któż mógł wiedzieć?...
- 4 -
W bezsilnym gniewie przeor pogroził pięścią ciemnej ścianie boru, gdzie przed chwilą
znikli jeźdźcy. Och, jakże nienawidził tych nobilów, wiecznie niespokojnych, którzy mało sobie
ważąc słowa wielkiego papieża Grzegorza VII, że władza ziemska, książęca, królewska jest
mdłym miesiącem, a duchowna, biskupia, opacka — słońcem, zuchwale przeczyli temu,
ziemskiej władzy przypisując cały blask i moc, wierzgając przeciw ościeniowi i jawnie
wzdychając za królem Bolkiem, mężobójcą, biskupowym zgładźcą. Ot, teraz, gdy król pomarł,
pomarł jego sierota, Mieszko, a Włodzisław piękną kamienną katedrę jął na Wawelu budować,
zdało się, że będzie już spokój... Próżno cieszysz się, mizerny człecze... Wyciągli ninie bękarta
Zbygniewa!
Byłli Zbygniew — urodzony z Prawdzicówny, nie kościelnym wprawdzie, lecz prawnym,
rodowym ślubem związanej z Włodzisławem — bękartem czy nie, tego przeor nie był pewien.
Jedno natomiast nie ulegało wątpliwości: że nowe boje sprowadzą nowe zniszczenie zbiorów,
nowe wyludnienie siół, z trudem osadzonych po straszliwych latach: trzydziestym dziewiątym,
czterdziestym... Nowe zaprzepaszczenie owoców zakonniczej zabiegliwości i pracy.
...A nasze skopy i podświnka zżarły jak na stypę po nas... pomyślał. Żal i gniew zdjęły go
takie, że nie bacząc na obecność brata cellerariusa wyciągnął zaciśnięta pięść:
— Bodaj was ziemia pochłonęła, przeklętniki! — zakrzyknął — bodajście nigdy doma nie
wrócili!
Ci zasie, których przeklinał, ciągnęli jeden za drugim wąska leśną drożyną niechawszy
szerokiego gościńca. Czy była owa drożyna wydeptana przez bartników, smolarzy, zbieraczy
czerwiu lub po prostu wygnieciona przez zdążające do wodopoju żubry i dziki nie dbali. Wiodła
ich na południe, ku ziemi śląskiej, jak trzeba. Lipiec był suchy, gorący, podmokle leśne niziny
podesehły jak grady i konie zaledwie lgnęły, gdzie w innej porze nie przeszedłbyś cało. Drąc się
przez chaszcze, wspinając na wzgórza wonne macierzanką, pozłociste rozchodnikiem, kryjąc się
po pas, po uszy końskie w paprociach, brodząc przez miałkie, rozlane szeroko jeziorka, w których
rosły krzewy i drzewa płoszyli fukające stada dzików i brodate byki żubrze, pasące się
pojedynczo na polanach. Grzmocąc nielitościwie boki końskie długimi na piędź ostrogami, gnali
ku swoim stronom w niemylnym poczuciu, że tam dopiero, na własnej rodzonej ziemi, przyjdzie
im zdrowy osąd i mądry namysł, co czynić dalej po klęsce. Rozumiejąc, że owo odzyskanie,
pozostawionych w ojcowiźnie, namysłu i rozwagi ważniejsze jest ponad wszystko, zdążali borem
na przełaj, nie dbając o grozy i zasadzki puszczy.
- 5 -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl