Kołakowski Leszek - Bajki różne. Opowieści biblijne(1),
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LESZEK KOŁAKOWSKI
Bajki różne
Opowieści biblijne
Rozmowy z diabłem
Projekt okładki, strony tytułowej i ilustracje:
Andrzej Dudziński
Bajki różne; Opowieści biblijne; Rozmowy z diabłem
(Stones for Children; Biblical Tales-The Key to Heaven; Conversations with the Devil)
ISBN 0 906601 40 1
Published by Aneks Publishers 61,Dorset Road London W5 4HX
Pierwsze wydanie w języku polskim:
13 bajek 7 królestwa Lailonii dla dużych i małych.
Czytelnik, Warszawa 1966
Trzy bajki o identyczności.
Zapis
nr 8, Warszawa 1978 Klucz niebieski albo Opowieści
budujące z historii świętej zebrane ku pouczeniu i przestrodze. PIW, Warszawa 1964
Rozmowy z diabłem, PIW, Warszawa 1965
Wszystkie prawa zastrzeżone
Zezwolenie na przedruk lub tłumaczenie należy uzyskać zwracając się do Wydawnictwa Aneks
© Leszek Kołakowski, 1987
All rights reserved
Permission for reprint, translations or reproductions must be obtained m writing from Aneks
Publishers
Spis treści
13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych
Jak szukaliśmy Lailonii
Garby
Opowiadanie o zabawkach dla dzieci
Piękna twarz
Jak Gyom został starszym panem
O sławnym człowieku
Jak bóg Maior utracił tron
Czerwona łata
Wojna z rzeczami
Jak rozwiązano sprawę długowieczności
Oburzające dropsy
Opowieść o największej kłótni
Opowieść o wielkim wstydzie
Trzy bajki o identyczności
1
Bajka syryjska o wróblu i łasiczce
Bajka koptyjska o wężu logiku
Bajka perska o sprzedawcy osła
Klucz niebieski albo Opowieści budujące Z historii świętej zebrane ku pouczeniu i przestrodze
Bóg czyli Sprzeczność między motywem i skutkami czynów
Lud Izraela czyli Skutki bezinteresowności
Kain czyli Interpretacja zasady każdemu wedle zasług
Noe czyli Pokusy solidarności
Sara czyli Konflikt ogólnego i jednostkowego w moralności
Abraham czyli Smutek wyższych racji
Ezaw czyli Stosunek filozofii do handlu
Bóg czyli Względność miłosierdzia
Balaam czyli Problem winy obiektywnej
Król Saul czyli Dwa typy konsekwencji życiowej
Rachab czyli Samotność prawdziwa i udawana
Job czyli Antynomie cnoty
Król Herod czyli Nędza moralistów
Ruth czyli Dialog miłości i chleba
Jael czyli Bezdroża bohaterstwa
Salomon czyli Ludzie jak bogowie
Salome czyli Wszyscy ludzie są śmiertelni
Rozmowy z diabłem
Wielkie kazanie księdza Bernarda
Apologia Orfeusza, śpiewaka i błazna, rodem z Tracji, syna królewskiego
Modlitwa Heloizy, kochanki Piotra Abelarda, kanonika i teologa
Spostrzeżenie dialektyczne Artura Schopenhauera, metafizyka, mieszczanina gdańskiego
Stenogram z metafizycznej konferencji prasowej Demona w Warszawie dnia 20 grudnia 1963
Rozmowa z diabłem doktora Lutra w Wartburgu 1521
Kuszenie świętego Piotra apostoła
Demon i płeć
13 bajek
z królestwa Lailonii dla dużych i małych
2
Jak szukaliśmy Lailonii
Straciliśmy razem z moim bratem mnóstwo czasu na odkrycie, w jakiej stronie świata leży
państwo Lailonia. Najpierw pytaliśmy wszystkich znajomych: gdzie leży Lailonia? Nikt nam nie
umiał powiedzieć. Potem nawet zaczepialiśmy nieznajomych ludzi na ulicy i zadawaliśmy to
samo pytanie. Ale wszyscy wzruszali ramionami i mówili, że nie wiedzą. Potem zaczęliśmy
wysyłać listy do różnych mądrych ludzi, którzy piszą książki, więc powinni wiedzieć, gdzie jaki
kraj leży. Wszyscy odpowiadali nam bardzo grzecznie i żałowali, że nie mogą nam pomóc, ale
naprawdę nikt z nich nie miał pojęcia, gdzie się znajduje Lailonia. Praca ta zajęła nam dużo
czasu, ale postanowiliśmy nie dać za wygraną. Zaczęliśmy kupować wszystkie globusy i mapy,
jakie nam udało się zdobyć: stare i nowe, piękne i brzydkie, szczegółowe i mniej szczegółowe.
Siedzieliśmy po całych dniach nad mapami, szukając Lailonii, a gdy nie udało się nam znaleźć,
wychodziliśmy na miasto w poszukiwaniu nowych map. W końcu w naszym mieszkaniu było
tyle albumów geograficznych, globusów i map, że nie można było się ruszyć. Mieszkanie
mieliśmy wygodne, ale malutkie i nie starczało miejsca na tyle papierów i globusów. Zaczę-
liśmy więc wynosić meble, żeby zrobić miejsce dla nowych map, bo przecież musieliśmy w
końcu dowiedzieć się, gdzie leży naprawdę Lailonia. Wreszcie w mieszkaniu nie było już nic
oprócz map i globusów, między którymi my sami z bratem przeciskaliśmy się z największym
trudem; braliśmy też różne lekarstwa, żeby schudnąć i zajmować trochę mniej miejsca w
mieszkaniu, aby można było sprowadzić więcej map. Obaj schudliśmy bardzo i jadaliśmy
coraz mniej, zarówno dlatego, że musieliśmy mieć miejsce na mapy, jak i dlatego, że nie
mieliśmy pieniędzy na jedzenie, bo wszystko wydawaliśmy na książki geograficzne, globusy i
mapy. Była to naprawdę ciężka praca, która zajęła nam wiele lat. Nie robiliśmy nic innego,
tylko szukaliśmy Lailonii.
Wreszcie, po wielu latach, kiedy obaj zestarzeliśmy się znacznie i byliśmy prawie całkiem siwi,
szczęśliwy traf zdawało się, wynagrodził nam nasze trudy. Na jednej z wielu tysięcy map
znaleźliśmy nazwę: LAILONIA. Ucieszyliśmy się tak bardzo, że zaczęliśmy obaj tańczyć z
radości, podskakiwać i śpiewać, a potem szybko wybiegliśmy na ulicę i w pobliskiej cukierni
zjedliśmy ciastka z herbatą. Rozmawialiśmy długo o naszym sukcesie i bardzo zadowoleni
wróciliśmy do domu, żeby lepiej jeszcze zbadać swoje odkrycie. I tu znowu spotkało nas
straszne nieszczęście. Widocznie w czasie tego tańca i podskakiwania porozrzucaliśmy nasze
książki i papiery, które pomieszały się tak bardzo, że mimo długich wysiłków nie udało nam się
odnaleźć mapy, gdzie była zaznaczona Lailonia. Szperaliśmy po całym mieszkaniu wiele dni i
tygodni, przetrząsaliśmy każdy papierek - na próżno. Mapa jakby się pod ziemię zapadła.
Zapewniam was, że nie zaniedbaliśmy niczego i poszukiwania prowadziliśmy z największą
skrupulatnością, na jaką było nas stać. Mimo to nie udało się nam powtórnie odnaleźć naszej
mapy.
Byliśmy już bardzo zmęczeni i zniechęceni, bo wszystko przemawiało za tym, że nigdy nie uda
nam się osiągnąć celu. Brat zrobił się siwy jak gołąbek, a ja wyłysiałem prawie całkowicie. Nie
mieliśmy sił na dalsze poszukiwania i skarżyliśmy się na los, co nas tak marnie oszukał. Już
prawie straciliśmy nadzieję, że kiedykolwiek odszukamy Lailonię, kiedy nowy przypadek
przyszedł nam z pomocą. Zjawił się pewnego ranka w naszym mieszkaniu listonosz i przyniósł
małą przesyłkę. Odebraliśmy ją i dopiero po wyjściu listonosza spojrzeliśmy na nadawcę. Wy-
3
obraźcie sobie nasze wrażenie, kiedy na stemplu pocztowym przeczytaliśmy najwyraźniej:
LAILONIA. Stanęliśmy osłupiali i na chwilę odjęło nam mowę. Ale zaraz mój brat, który jest
bardzo roztropnym człowiekiem, wykrzyknął: „Pędźmy za listonoszem, on musi wiedzieć, gdzie
jest Lailonia, skoro dostał przesyłkę!” Pobiegliśmy bez tchu za listonoszem i udało nam się go
złapać jeszcze na schodach. Nieszczęśliwy człowiek myślał, że chcemy go pobić, tak
gwałtownie rzuciliśmy się na niego. Ale szybko wytłumaczyliśmy mu, o co chodzi.
— Niestety, panowie - powiedział listonosz - nie wiem,
gdzie leży Lailonia. Ja dostaję tylko przesyłki do rozniesienia i znam się tylko na geografii kilku
ulic, a już więcej to nie. Ale może naczelnik poczty będzie wiedział.
— Bardzo trafnie - krzyknął mój brat. — Idziemy do naczelnika poczty!
Do naczelnika poczty dostaliśmy się bez trudu. Przyjął nas miło i przyjaźnie, ale na nasze
pytanie rozłożył bezradnie ręce.
— Nie, proszę panów, nie wiem absolutnie, gdzie leży Lailonia. Znam tylko geografię swojej
dzielnicy. Ale dam wam radę. Idźcie do Jeszcze Większego Naczelnika poczty, który dostaje
listy i paczki z zagranicy. On musi wiedzieć.
Poszliśmy więc do Jeszcze Większego Naczelnika. Tu już nie poszło tak łatwo, ponieważ
Jeszcze Większy Naczelnik miał mnóstwo pracy, był bardzo zajęty i nie mógł nas przyjąć od
razu. Musieliśmy się długo starać, zabiegać i prosić, telefonować, chodzić po różne przepustki
i składać podania. Trwało to długo, wiele tygodni, ale w końcu nasze starania spotkał sukces.
Jeszcze Większy Naczelnik zgodził się nas przyjąć. Wyznaczył nam spotkanie o piątej rano,
bo był bardzo zajęty. Dlatego, bojąc się zaspać (a nie mieliśmy zegarków, które zostały
sprzedane na zakup map), nie spaliśmy z bratem całą noc i idąc do urzędu, byliśmy nie
wyspani i zmęczeni. Mimo to nadzieja i radość wypełniała nam serce, bo teraz wiedzieliśmy
prawie na pewno, że wreszcie nasze trudy się skończą.
Jeszcze Większy Naczelnik był także bardzo miły i życzliwy. Poczęstował nas herbatą i
piernikiem, a prośby naszej wysłuchał cierpliwie. Potem pokiwał głową.
— Ach, moi panowie - powiedział. — Rozumiem dobrze wasze zmartwienie. Ale widzicie,
panowie, ja mam na głowie tyle pracy, że nie mogę pamiętać o wszystkim. Na świecie jest bar-
dzo dużo krajów i ja nie mogę wszystkich spamiętać. Nie wiem, niestety, gdzie leży Lailonia.
Już zaczęła mnie ogarniać rozpacz, że znowu wszystko na nic, kiedy nagle mój brat, który
naprawdę jest bardzo mądry, zawołał:
— Ale w takim razie, szanowny Jeszcze Większy Naczelniku, któryś z pana podwładnych musi
wiedzieć, bo oni przecież mają mniej spraw na głowie i każdy ma tylko kilka krajów do
załatwienia.
— Dobra myśl - powiedział Jeszcze Większy Naczelnik. - Zaraz zadzwonię do swoich czterech
zastępców i zapytam, który z nich ma w swoim resorcie Lailonię.
Potem zdjął słuchawkę telefoniczną i powiedział: „Proszę mnie połączyć z kierownikiem od
spraw Południa”. A kiedy go połączono, zapytał: „Panie kierowniku, czy na Południu znajduje
się państwo Lailonia?” „Stanowczo nie - odpowiedział kierownik — to musi być gdzie indziej”.
Kierownik od spraw Północy odpowiedział po chwili to samo, a to samo odpowiedział kierownik
od spraw Wschodu. Wtedy już byliśmy pewni, że o Lailonii będzie wiedział kierownik od spraw
Zachodu, bo przecież gdzieś musi leżeć Lailonia. Ale kierownik od spraw Zachodu na pytanie
Jeszcze Większego Naczelnika powiedział: „Nie, stanowczo Lailonia nie leży na Zachodzie. To
musi być gdzie indziej”.
Jeszcze Większy Naczelnik rozłożył ręce. „Niestety, widzicie panowie, że o Lailonii nie może
4
powiedzieć żaden z moich kierowników”.
— Ale skoro dostaliśmy przesyłkę z Lailonii — powiedziałem (bo ja też jestem troszeczkę
mądry, chociaż nie tak mądry, jak brat) — to musiał ktoś tę przesyłkę przywieźć, a więc ktoś
musi wiedzieć, gdzie leży Lailonia.
— Bardzo możliwe - odpowiedział Jeszcze Większy Naczelnik — bardzo możliwe, że ktoś wie.
Ja jednak tego kogoś nie znam.
Bardzo nam było smutno, ale brat spróbował chwycić się jeszcze jednej możliwości. „Panie
Jeszcze Większy Naczelniku -spytał — a może jest jeszcze Bardzo Największy Naczelnik,
który musi wiedzieć o wszystkim?”
— Bardzo Największy Naczelnik — powiedział Jeszcze Większy Naczelnik — na pewno by
wiedział, gdzie leży Lailonia, ale niestety wyjechał.
— A kiedy wróci Bardzo Największy Naczelnik?
— Bardzo Największy Naczelnik już nigdy nie wróci - powiedział ze smutkiem Jeszcze
Większy Naczelnik. — Wyjechał na zawsze.
— Więc już nie ma żadnej rady? - zapytaliśmy z rozpaczą. - Już nikt, absolutnie nikt nie wie,
gdzie leży Lailonia?
— Nie umiem panom pomóc - powiedział Jeszcze Większy Naczelnik i dał znak, że audiencja
się skończyła.
Wyszliśmy zapłakani i nawet nie mieliśmy w kieszeni chusteczek do nosa, bo wszystkie
chusteczki wyrzuciliśmy z domu dawno, aby zrobić więcej miejsca na mapy i globusy. Szliśmy
do domu ocierając łzy rękawem i dopiero przed samymi drzwiami mój brat nagle przystanął.
— Słuchaj no — powiedział. - Jeszcze Większy Naczelnik pytał po kolei czterech kierowników.
Ale przecież możliwe, że ma pięciu kierowników pod swoją władzą i po prostu o jednym
zapomniał.
— Wzywał kierowników od Południa, Północy, Wschodu i Zachodu — odpowiedziałem na to.
— Czy myślisz, że są jeszcze jakieś strony świata?
— Nie wiem - powiedział brat. - Nie wiem dokładnie. Nie jest wykluczone, że jest pięć stron
świata albo więcej.
— A więc musimy wrócić do Jeszcze Większego Naczelnika i jeszcze raz się upewnić.
Znowu słabiutka nadzieja zaświtała nam w sercu. Szybko pobiegliśmy z powrotem do urzędu.
Ale okazało się, że Jeszcze Większy Naczelnik jest zajęty i nie może nas przyjąć. Nie było
rady, trzeba było od nowa zacząć te same starania o audiencję. Trwało to bardzo długo, znowu
podania, znowu telefony, przepustki, prośby. Ale tym razem się nie udało. Jeszcze Większy
Naczelnik oświadczył, że ma bardzo dużo pracy, że już raz nas przyjął i zrobił, co mógł, a
więcej nie może.
Teraz już naprawdę nie było wyjścia. Wszystkie drogi były zamknięte, wszystko co możliwe
było już wypróbowane. Nawet nie chciało nam się więcej szukać w mapach, tylko siedzieliśmy
w swoim mieszkaniu i płakaliśmy cichutko.
Teraz jesteśmy już bardzo starzy. Na pewno nigdy nie dowiemy się, gdzie leży Lailonia i na
pewno nigdy jej nie zobaczymy. Być może jednak ktoś z was będzie miał więcej szczęścia,
może komuś uda się trafić kiedyś do Lailonii. Jadąc tam, oddajcie w naszym imieniu kwiatek
nasturcji królowej Lailonii i powiedzcie jej, jak bardzo chcieliśmy się tam dostać i jak nam się to
nie udało.
Ale zapomniałem jeszcze powiedzieć, co było w tej przesyłce. Oczywiście, rozpakowaliśmy ją
natychmiast. Przesyłka zawierała króciutki liścik, w którym pewien mieszkaniec Lailonii na-
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]