Kisielewski Stefan Kisiel - Z literackiego lamusa, Kisielewski Stefan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STEFAN KISIELEWSKI
Z LITERACKIEGO
LAMUSA
WYDAWNICTWO ZNAK KRAKÓW
1979
1
Opracowanie graficzne EUGENIUSZ OLSZAK
Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK. Kraków 1979. Wydanie L Nakład: 5000+350 egz.
Objętość: ark. wyd. 13, ark. druk. 16,75. Papier wklęsł, druk. kl. V. 82X104/70 g. Oddano do
składania 12 I 79. Podpisano do druku 6 XI 79. Druk ukończono w grudniu 1979 r. Cena zł
60.— Drukarnia Narodowa w Krakowie. Zakład nr 6. ul. E. Orzeszkowej 7. Zam. 8/79
¦ ¦ I-15-203T
LIST DO CZYTELNIKA
(zamiast przedmowy)
Szanowny i Cierpliwy Czytelniku!
Bardzo już od dawna, bo od roku 1934, zwykłem pisywać po gazetach czyli tygodnikach.
Przed wojną były to min. „Zet", „Bunt Młodych", „Polityka", „Pion", „Muzyka Polska". Po
wojnie 99 % mojej „produkcji" zamieściłem w krakowskim „Tygodniku Powszechnym",
resztę w „Tygodniku Warszawskim", „Ruchu Muzycznym" i niewielu innych. Pisywałem
artykuły, felietony, reportaże, powieści i nowele, recenzjęe muzyczne i literackie, noty
polemiczne, impresje. Zebrało się tego w sumie co najmniej 2000 pozycji — ani ich już nie
zliczę, ani nie spamiętam.
Jak więc widać, piszę i piszę. Przeciwnicy zmieniają poglądy, następuje zmiana warty — a ja
piszę. Zmienia się etap, zmieniają się przyjaciele i wrogowie — a ja piszę. Sam się zmieniam,
czytelnicy się zmieniają — a ja piszę. Ale zawsze usiłuję zachować pewne kryteria stałe,
niezmienne, zachowałem też Czytelników najstarszych, wiernych, którzy zęby stracili na
moim pisaniu i znają je lepiej ode mnie samego. Dostałem już od nich dobre parę skrzyń
listów. I dalej piszę. Biorę ilością: „Tygodnik Powszechny" ma mały nakład, nie przeczyta
ktoś pierwszego czy drugiego felietonu, przeczyta piętnasty, dwudziesty, pięćdziesiąty —
grunt się nie zrażać. Więc dalej piszę. Piszę i piszę. A piszę.
Najdłużej przykładałem się do formy felietonowej ¦— od roku 1945 drukowałem w
„Tygodniku Powszechnym" sześć felietonowych cyiHi: „Pod włos", „Łopatą do głowy",
„Gwoździe w mózgu", „Głową w ściany", „Bez dogmatu" i po dziś dzień „Wołanie na
puszczy". Dlaczego taka przewaga felietonu? Z kilku względów. Po pierwsze, że tak się już
jakoś stało. Po drugie, że jest to forma aluzyjna, symboliczna, zastępczo alegoryczna,
wieloznaczna i wielotwa-rzowa, umożliwia więc pisanie o równie wielotwarzowej
rzeczywistości polskiej, nader złożonej psychicznie, socjologicznie, pokoleniowo, gdzie
dobre i złe, białe i czarne, postęp i zacofanie, pomysł i głupstwo, patriotyzm i egoizm
przeplatają się z sobą tak misternie. Po trzecie wreszcie, forma felietonu (umożliwia również
uniezależnienie się od „Tygodnika", pisanie w innym tonie, nie zawsze nadmiernie
katolickim. Głową należy 'bić w różne ściany — nie tylko w jedną!
Gazeta przemija, książki zostają. Wydawałem je więc również, w sumie (wraz 'z
zagranicznymi) około 25. Były tam powieści, nowele, książki o muzyce, eseje, zbiory
artykułów i felietonów. Najobszerniejszy zbiór moich felietonów wydał w roku 1959 „Pax"
pod tytułem Rzeczy małe. Zaś ostatnią moją książką wydaną w Polsce był zbiór esejów
Muzyka i mózg (Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1974).
A obecnie nowość — choć na ogół bardzo stara. Przesyco-ny i zmęczony felietonowością
postanowiłem ocalić od zapomnienia prace „poważniejsze": to co pisałem o literaturze w
latach 1945—1953, zarówno niektóre artykuły ogólne, problemowe, jak i recenzje o
2
konkretnych książkach, a także eseje literackie, pisywane w latach 1967—70 jako Julia
Hołyńska.
Dużo tu starzyzny, impresji z książek zapomnianych, sporo też przebrzmiałych, nie zawsze
już dziś może zrozumiałych (polemik. Polemiczność, nieraz symbolicznie zastęp-cza,
przyświecała mi 'zawsze i niegdyś dawało to rezultaty, choć dziś już nie pamiętam okazji i
pretekstów, nie rozumiem własnych aluzji i taktyki. Tak czy owak, w swoim czasie miałem
partnerów — dyskutantów licznych a ostrych. Teraz niestety skończyło się to bezpowrotnie:
trudno wywołać echo czy spowodować ferment, minęły dobre czasy, żegnaj reklamo!
Jednakże warto może przypomnieć to wszystko, wszakże w kulturze nic nie powinno ginąć.
Mimo niezrozumiaLstwa niektórych fragmentów, ściśle związanych z tłem swojego czasu i
etapu, starałem się podać teksty in exten-so. Obroniłem się nawet przed pokusą skreślenia
wszystkich ¦pochwał, napisanych kiedyś pod adresem Iwaszkiewi-cza, Brezy, Żukrowskiego,
Putramenta, Dobraczyńskiego. Trudno, nie znałem wtedy przyszłości, a jak lamus to lamus.
W Polsce przeróżne burze, tak zwane dziejowe,
zmiotły wiele lamusów publicznych i prywatnych tak, że nieraz śladu po nich nie zostało.
Zachować swój ślad, choćby niewielki i specyficzny, to jednak pewna idea czy idejka. Na
razie zresztą nie wiem, jak to wyjdzie i jak się będzie konsumować — niektóre z tych rzeczy
sam czytam, jakby je napisał kto inny i mało mi znany. Czy jednak istnieje tożsamość oraz
jedność w wielości i to na przestrzeni lat?! Sprawę tę oceni Czytelnik Cierpliwy — ciekaw
jestem jego werdyktu. Nie mam zbyt wielkich ambicji ani złudzeń, jeśli książka wyjdzie oraz
zostanie zauważona, to już będę zachwycony, mogąc zakrzyknąć jak Galileusz: A jednak się
kręci!
STEFAN KisielEWSKI grudzień 1978
6
9
Tematy wojenne
Czytając nowele, opowiadania, fragmenty powieści — słowem: prozę, ukazującą się obecnie,
stwierdzić można, że tematycznie obraca się ona niemal wyłącznie około spraw związanych z
wojną i okupacją. To nastawienie podsycane jest jeszcze przez teoretyków i ideologów,
którzy nawołują do realizmu, do autentyzmu itp. Oczywiście — trudno' się temu dziwić —
przeżyliśmy lata takk straszliwie wyjątkowe, przeżyliśmy wstrząsy tak olbrzymie, że musiało
się to odbić, odcisnąć piętnem na psychice twórców w tym okresie żyjących. W tej sytuacji
nawoływanie do realizmu nie wydaje się potrzebne: rzeczywistość zawładnęła psychiką
autorów tak wyłącznie, że nie tylko nie należy się obawiać oderwania się literatury od życia i
od podłoża społecznego, lecz przeciwnie — zastanowić się trzeba, czy literatura nasza da
sobie radę z tą lawiną świeżych, dopiero co przeżytych wypadków, która ją zalewa, czy nie
zatonie w nich i nie zagubi przyświecających jej zasadniczych, wiecznych drogowskazów i
ideałów. Ten problem jest zarazem naczelnym problemem społecznym literatury w dniu
dzisiejszym: czy uprawiając „autentyzm" hib „realizm" spełni ona obowiązki wobec
społeczeństwa i jego kultury?
W jednym z dodatków literackich „Dziennika Polskiego" mimochodem poruszono tę sprawę
— czy obecna literatura zaspokaja rzeczywiście wymagania, które stawia jej czytelnik? Bo
nie zapominajmy, że pisze się przede wszystkim dla czytelników: zainteresować ich,
zaspokoić ich potrzeby, dać im pożywkę artystyczną, której pragną — oto jest społeczne
zadanie literatury. Oczywiście — powie ktoś — nie można pomijać jeszcze jednej,
zasadniczej roli pisarza, którą jest wychowywać, oświetlać rze-
11
3
czywistość w sposób właściwy, ukazywać prawdę moralną i intelektualną. A więc, biorąc pod
uwagę te dwa zasadnicze zadania literatury: dostarczenie czytelnikowi pożywki estetycznej i
wychowywanie go, spróbujmy się zorientować, czy dzisiejsza nasza okupacyjna i pookupa-
cyjna proza te dwa zadania wypełnia. Pytania można by sformułować w sposób następujący:
1) czy czytelnik pragnie lektury przedstawiającej mu ciągle straszliwe czasy wojny i terroru,
(któreśmy przeżyli,
2) .czy dostarczanie mu takiej lektury jest potrzebne i korzystne ze względów
wychowawczych i moralnych?
Na pierwsze pytanie, jak sądzę, odpowiedź wypadnie przecząco. Czytelnik książek (nie pism)
ma pewno nie chce, aby mu opisywano Majdanek, Oświęcim, mordowanie Żydów itp.
Realizm tych opisów męczy go, napatrzył się na te rzeczy przez wiele lat — literatura tego
rodzaju staje się dlań tylko kopią życia, reportażem, fotografią — a po cóż przeżywać dwa
ra'zy to samo! W otaczającym nas przez lata okupacji zamęcie, chaosie zbrodni i gwałtu nie
znajdował przeciętny odbiorca literatury odprężenia, które konieczne jest dla przyjmowania
wrażeń artystycznych. Wobec tego szukał ich gdzie indziej — i z n a j d o w a ł. Olbrzymie w
czasie wojny powodzenie książek takich, jak Rodzina Whiteoaków, Antony Adverse,
Przeminęło z wiatrem, ma swoją wymowę. Czytelnik szuka w nich odmiennej niż nasza
atmosfery, atmosfery swobody i godności, humoru, dobrodusznej mądrości i równowagi — a
więc atmosfery przeciwnej do tej, którą miał naokoło siebie. Nie zgodzę się z Kazimierzem
Wyką, że powodzenie Przeminęło z wiatrem wynika wyłącznie z analogii wypadków
wojennych, opisanych w tej książce, do naszych czasów. Owszem, analogia ta pobudza
zainteresowanie czytelników, ale główne działanie książki polega właśnie na tym, że opisuje
wypadki podobne do naszych w sposób odmienny, niepatetyczny, zrównoważony, pełen
żartobliwej pobłażliwości. W książkach takich czytelnik szukał odprężenia, odpoczynku od
otaczającej go potwornej, beznadziejnej ohydy hitleryzmu z jednej strony i od patetyczno-
despe-rackiej żarliwości konspiracyjnej — z drugiej. Innego^ rodzaju odprężenie daje
również Proust. Wbrew sugestiom
12
Jana Kotta stwierdzić trzeba, że popularność Prousta w czasach wojny osiągnęła u nas
zupełnie niespodziewane rozmiary. Prousta, lekturę przecież wyrafinowaną i trudną, czytali
ludzie o zupełnie przeciętnym (poziomie intelektualnym, i to czytali po całych dniach, z
wypiekami na twarzy, w każdej wolnej chwili zagłębiając się w tej lekturze jak w dziwnej i
podniecającej kąpieli. Zagłębiali się! — tu leży cała tajemnica; wytrwała lektura Prousta
umożliwiała przeniesienie się w świat wzruszeń i wrażeń zupełnie inny od tych, jakie nas
otaczały. Potrzeba odmienności, przygody, egzotyki duchowej tłumaczy też ogromne
powodzenie książek podróżniczych, dalej życiorysów, powieści biograficznych wielkich ludzi
z różnych epok, a nawet książek o wojnie światowej (nip. olbrzymia poczytność Wspomnień
wojennych Lloyda George'a — dwadzieścia lat dystansu w czasie robi z tej książki
pasjonującą powieść). Natomias^ odwrót zupełny od lektury patetycznej i szarpiącej nerwy,
od problemów sumienia, od Conrada, Dostojewskiego, Mau-riaca i innych. To są fakty, które
stwierdzić można było w każdej pierwszej z brzegu czytelni.
Otóż sądzę, że w tym wypadlku właściwy instynkt masy Odbiorców winien wskazać drogę
twórcom. Odbiorca chce przede wszystkim odprężenia, chce uzyskać atmosferę wolności
psychicznej, a potem, w tej atmosferze dopiero — chce sztuki. Sztuka — w samym tym
słowie kryje się jej geneza — coś sztucznego — wytwór ludzki, owoc ludzkiej twórczości,
jest bezinteresowna, niezależna od życia codziennego. Wiem, że hasło sztuka dla sztuki budzi
dziś nawet oburzenie. Ale to tylko- wina jego złego sformułowania: oczywiście, nie sztuka
dla sztuki, ale sztuka dla gmachu ludzkiej kultury, dia wzbogacenia ludzkiej 'psychiki, dla
pogłębienia i urozmaicenia naszego stosunku do świata. Lecz na pewno nie sztuka, małpująca
rozgrywające się wokół nas wypadki, kopiująca życie i czerpiąca wielką uciechę z tego, że
4
uda się jej wstrząsnąć czytelnikiem, ukazując mu w jaskrawych barwach to wszystko, co go w
otaczaijącym świecie przeraża, mierzi lub oburza. Toż dokładny opis tortur czy operacji
będzie zawsze opisem wstrząsającym lub przygnębiającym, zwłaszcza dla ludzi, którzy sami
to przeżyli; ale czy będzie to działanie artystyczne?... Na pewno nie! Sztuka apeluje do
rzeczy
13
wiecznych, 'zrozumiałych nie tylko dla jednego pokolenia. Wypadki dnia dzisiejszego nie
mają dostatecznej perspektywy, aby można było zawrzeć je w dziele sztuki. Usiłowania
połączenia jednego z drugim dają rezultaty mizerne. Czytałem ostatnio nowelę dobrego
pisarza, który usiłuje przedstawić fragment powstania warszawskiego; chce zrobić to nie
reportażowo, ale artystycznie. Rezultat? — bardzo przykry — pretensjonalne mizdrzenie się.
Takie fakty jak wypadki warszawskie mówią same za siebie —• ozdabianie ich jakimiś
literackimi gierkami jest śmieszne i małe, a w ogóle nie ma sensu. Nie twierdzę, oczywiście,
że wielkie wypadki dziejowe i społeczne nie mogą być przedmiotem dzieła sztuki, twierdzę
tylko, że na to potrzeba dystansu, oddalenia w czasie, możności obiektywnego i
syntetycznego spojrzenia. Zarówno Rok 93 Wiktora Hugo jak i Wojna i pokój Tołstoja mogły
powstać tylko w wiele lat po opisywanych wypadkach historycznych. Zaś chwytanie życia na
gorąco to tylko reporterstwo, które nie da nam nic poza ersatzem, namiastką, powtórzeniem
tego, cośmy przeżyli naprawdę. Zdrowy instynkt masy odwraca się od takiej lektury: to nie
bawi ani nie interesuje — to po prostu męczy.
A teraz drugie pytanie. Czy z punktu widzenia wycho-wawczo-moralnej roli pisarza, pisarza
wykrywającego prawdę, wskazującego nowe drogi moralności i kulturze, nie jest konieczne
poruszanie problemów obecnych, opisywanie wypadków dzisiejszych? Pfearz — jak
powiedział Conrad — „wymierza sprawiedliwość widzialnemu światu" — a więc
otaczającemu nas dzisiaj.
Tutaj sprawa przedstawia się nie tak prosto. Przede wszystkim dlatego, że powieść, proza
literacka, nie jest wytworem czystej sztuki jak utwór muzyczny czy nawet wiersz. Powieść
jest konglomeratem różnych elementów, „formalista" Witkacy orzekł nawet, że nie jest ona
dziełem sztuki. Oczywista — rozpiętość prozy jest ogromna: od reportażu i publicystyki do
powieści w rodzaju Prousta, i trudno' tu ustalić jakieś kanony — co jest, a co nie jest
powieścią. Trudno byłoby także stawiać jakieś rygory — wolno poruszać takie lub inne
tematy, nie wolno pisać o tym lub o tamtym. Mam wrażenie, że w tym wypadku rozstrzygnąć
winny instynkt i sumienie twórcze pisarza
14
z jednej strony, opinia masy odbiorców i kontakt pisarza z nią — z drugiej. Otóż obawiam się,
czy w dzisiejszych czasach oba te czynniki nie ulegają jakiemuś spaczeniu. Wydaje mi się, że
sumienie i świadomość twórcza dzisiejszego pisarza polskiego, dzięki okupacji, wieloletnim
nie sprzyjającym warunkom życia prywatnego i publiczno-ar-tystycznego, dzięki wreszcie
nieopatrznie wysuniętym, sloganowym raczej, niedostatecznie przemyślanym hasłom
realizmu — zostały zmylone i zaciemnione, zaś niedostateczny kontakt z masą odbiorców
uniemożliwia pisarzowi skontrolowanie szczerości swej postawy, zaczerpnięcie inspiracji
twórczych z tego pierwszego źródła, którym jest niewątpliwie masa czytelników, czytające
społeczeństwo. Rezultat jest ten, że wielu pisarzy marnuje się, jest na drodze do
wykoślawienia swego talentu, pisze przeciw sobie, spełniając często' w sposób nieudolny i
sztuczny te zadania, które pozostawiać należy dziennikarzom, publicystom, politykom.
Publicystyka dziennikarska ma inne zadanie, a proza literacka — inne. Przysłowie: pilnuj,
szewcze, kopyta zawiera głęboką rację — należy rozróżniać gatunki i rodzaje twórczości, a
nie tylko — pisać, pisać, pisać. Inne przysłowie: nie święci garnki lepią, stosowane u nas
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]