Kochac i stracic, 'Ksiazki harlequiny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARGARET BARKER
Kochać i stracić
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lindy głęboko zaczerpnęła powietrza, próbując opanować
zdenerwowanie, które wywołały słowa szefa:
- Pozwól, że ci przedstawię doktora Grega Daltona, na­
szego nowego specjalistę od leczenia bezpłodności. Obejmie
kierownictwo kliniki, dzięki czemu ja będę mógł poświęcić
więcej czasu na położnictwo - oznajmił Bradley Prestcot.
- Greg, to doktor Lindy Cash.
Ogarnęło ją przerażenie na myśl, że zgodnie z oczekiwa¬
niami Brada ma współpracować z Gregiem Dałtonem, które¬
go unika od dwóch lat!
- Witam, pani doktor.
Usłyszała jego głos jakby przez mgłę. Wyciągnął rękę na
powitanie i nawet tym drobnym gestem przywołał bolesne
wspomnienia. Jakże dobrze pamiętała te szerokie, opalone
dłonie o długich palcach. Uśmiechał się kpiąco, jakby bawiło
go jej zakłopotanie.
- Nie trać czasu na prezentację, Brad - oznajmił Greg.
- My się znamy.
- Jeśli się nie mylę, to stanowisko miał objąć Robert Vin¬
cent - powiedziała cicho, cofając dłoń.
- Powinienem był cię uprzedzić - wtrącił Greg.
Spojrzała na niego, ale natychmiast spuściła głowę i ner¬
wowo przeczesała ręką długie, rude włosy. Greg nie przesta¬
wał sie znacząco uśmiechać. Ten człowiek nie ma za grosz
6
KOCHAĆ I STRACIĆ
wyczucia! Przecież powinien wiedzieć, że nie mogą razem
pracować!
- To prawda, Vincent miał podjąć tę pracę, ale zmienił
zamiar w ostatniej chwili - wyjaśnił Greg głębokim, nieco
ochrypłym głosem, który kiedyś uważała za niezwykle zmy¬
słowy. - Kiedy Brad do mnie zadzwonił, przyznaję, że długo
się wahałem, czy warto rezygnować z dotychczasowego sta¬
nowiska. Byłem zastępcą ordynatora oddziału leczenia bez¬
płodności w jednym z londyńskich szpitali.
- Z pewnością nie wiesz - wtrącił Brad - że od razu chcia¬
łem zatrudnić ciebie, ale zarząd przegłosował wniosek, uzna¬
jąc, że trzydziestodwuletni lekarz jest za młody na to sta¬
nowisko. Po zapoznaniu się z twoimi doskonałymi refe¬
rencjami nabrali jednak przekonania, że jesteś najlepszym
kandydatem.
Lindy męczyła ta sytuacja. Czuła się bardzo niezręcznie.
Po długiej chwili wahania zdobyła się na odwagę i spojrzała
w piwne oczy Grega, a potem przeniosła wzrok na błyszczą¬
ce, ciemne włosy, które inni uważali za zbyt długie jak na
lekarza mającego objąć odpowiedzialne stanowisko. Kto wie,
może i ten argument zaważył na odmownej decyzji zarządu,
kiedy rozważano jego kandydaturę?
Brad obserwował ich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Widzę, że znacie się całkiem dobrze? - zauważył.
- Skądże! - zaprzeczyła gwałtownie.
- Owszem - oświadczył jednocześnie Greg, i to z prze¬
wrotnym uśmiechem.
- Nigdy nie pracowaliśmy razem - dodała szybko. Ledwo
wytrzymywała napięcie panujące w gabinecie. Zaczerwieniła
się mimo woli, wspominając chwile spędzone w przeszłości
z Gregiem. - Sootkalismv sie tvlko raz i to na krótko. Prze-
KOCHAĆ I STRACIĆ
7
praszam, ale naprawdę powinnam już być na oddziale. Pacjentki
czekają i...
- Ależ Lindy, załatwiłem ci zastępstwo na pół dnia - po­
wiedział Brad. - Chcę, żebyś pomogła Gregowi. Ja muszę
przeprowadzić kilka zabiegów, więc będę wolny dopiero po
południu. Co się z tobą dzieje? Dobrze się czujesz?
- Oczywiście. Nic mi nie jest - skłamała, coraz bardziej
zagubiona i zdenerwowana. - Pomyślałam jednak, że...
Głos jej się załamał, gdy uświadomiła sobie, że nie może
się wycofać tuż przed rozpoczęciem dyżuru, bo przecież za
chwilę zaczną przychodzić pacjentki. Ranek szybko jednak
minie, a po południu wszystko z Bradem omówi.
- W porządku, możemy zaczynać - zwróciła się do Grega.
Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, gdy wychodzili z ga¬
binetu Bradleya i szli długim korytarzem do kliniki leczenia
bezpłodności. Na drzwiach gabinetu Lindy widniała już tab¬
liczka z jej nazwiskiem.
- Rona, cieszę się, że jesteś - powitała oddziałową, która
porządkowała karty pacjentów.
Rona Phillips uśmiechnęła się.
- Miło to słyszeć, chociaż nie rozumiem, skąd ta radość?
- spytała zdziwiona.
- Jesteś jedną z nielicznych osób, które tu znam. Jestem
ci wdzięczna, że poprosiłaś o przeniesienie z położnictwa.
- Ma pani szczęście, że pracuje pani w takim miejscu. Tu
szybko robi się karierę.
- Też tak sądziłam, dopóki...
- Czy coś się zmieniło? - spytała Rona wyczuwając waha¬
nie w głosie lubianej lekarki. - Zawsze jest pani taka pogodna,
pełna energii. Dziś od razu widać, że coś panią dręczy, a przecież
z entuzjazmem myślała pani o współpracy z nowym specjalistą.
8
KOCHAĆ i STRACIĆ
- To prawda, ale miał przyjechać Robert Vincent. Wido¬
cznie w ostatniej chwili zmienił zamiar, bo...
Urwała, spoglądając w kierunku drzwi.
Stanął w nich nowy szef - potężny, wysportowany, typ
boksera, chociaż wiedziała, że nie uprawia boksu, lecz gra
w rugby. Rona patrzyła na niego, nie kryjąc podziwu.
- Przykro mi, Lindy, ale będziesz musiała znosić moje
towarzystwo - oświadczył Greg Dalton obojętnym tonem. -
Rozumiem twoje rozczarowanie, skoro czekałaś na wspania¬
łego doktora Vincenta.
- Wcale nie mam zamiaru ukrywać niezadowolenia -
przyznała, za wszelką cenę usiłując zapanować nad sobą.
Rona Phillips zabrała papiery z biurka Lindy i zamierzała
wyjść, wcześniej jednak nie omieszkała spojrzeć wymownie
na Grega, za co wynagrodził ją przemiłym uśmiechem, odsła¬
niając równe, białe zęby.
Lindy wstrzymała oddech, gdy zdecydowanym krokiem
podszedł bliżej, patrząc na nią wyzywająco. Poczuła wręcz
strach, gdy drzwi się zamknęły i nagle zostali sami.
- Nie widzieliśmy się od dawna - zaczął, nie spuszczając
z niej oczu. - Wiem od Bradleya Prestcota, że gdy w listopa¬
dzie otworzył klinikę, ty postanowiłaś zrobić specjalizację
w leczeniu bezpłodności. Od dwóch miesięcy chodzisz na
seminaria, a kilka tygodni temu skończyłaś intensywny kurs.
Szkoda mi czasu na szukanie lekarza na twoje miejsce, Lindy,
ale ostrzegam cię, że jeśli nie okażesz się dobra w tym zawo¬
dzie, zwolnię cię natychmiast...
- Za to ja oświadczam, że skoro ty tu pracujesz, ja zwal¬
niam się sama. Bez kłopotu znajdę pracę w innej klinice po¬
dobnego typu albo na położnictwie. Jeśli chcesz, mogę odejść
już teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl