King.William.-.Przygody.Gotreka.i.Felixa.03.-.Zabójca demonów, Downloads

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
William King
Zabójca Demonów
Przygody Gotreka i Felixa tom III
Tłumaczył Grzegorz Bonikowski
Po okropnych wydarzeniach w Nuln ruszyliśmy na północ, przez
większość czasu idąc bocznymi drogami, aby uniknąć strażników
Imperatora. Przyniesiony przez krasnoluda list nakłonił mojego kompana
do dziwnego stanu oczekiwania. Zdawał się być niemal szczęśliwy, gdy
brnęliśmy w znoju ku naszemu celowi. Podczas wszystkich długich tygodni
podróży nie zniechęciło go zagrożenie ze strony bandytów, mutantów i
zwierzoludzi. Zatrzymywał się ledwie by coś zjeść, a rzadziej by wypić.
Odpowiadał na moje pytania tylko przebąkując o przeznaczeniu, zagładzie
i starych długach.
Jeśli chodzi o mnie, to byłem pełen niepokoju i poczucia winy.
Zastanawiałem się co stało się z Elissą i zasmucało mnie rozstanie z
bratem. Nie miałem pojęcia, jak wiele czasu minie zanim go spotkam
ponownie i w jak dziwnych okolicznościach. Niewiele także wiedziałem o
tym, dokąd zabierze nas podróż, którą rozpoczęliśmy w Nuln i jak straszny
będzie cel naszej wędrówki.

Fragment z
Moich Podróży z Gotrekiem,
Tom III, spisanych przez Herr Felixa Jaegera
(Wydawnictwo Altdorf, rok 2505)
Misja
– Wylałeś moje piwo – powiedział Gotrek Gurnisson.
Felix Jaeger pomyślał, że gdyby człowiek, który właśnie przewrócił
kufel miał odrobinę rozsądku, groźny ton zimnego jak grób głosu
krasnoluda odstraszyłby go natychmiast. Ale najemnik byt pijany, a razem
z nim przy stole siedziało pół tuzina hardo wyglądających kumpli. Chciał
także zaimponować chichoczącej dziewce z tawerny. Nie miał zamiaru
odstąpić od bójki z kimś kto sięgał zaledwie do jego ramion, nawet jeśli ta
osoba była niemal dwukrotnie od niego szersza.
– No to co? Co masz zamiar zrobić, kurduplu? – odpowiedział
szyderczo najemnik.
Krasnolud spoglądał przez chwilę z mieszaniną żalu i rozdrażnienia na
rozszerzającą się kałużę piwa rozlanego na blacie stołu. Potem odwrócił
krzesło, by spojrzeć na najemnika i przesunął dłonią po wielkim
grzebieniu pomalowanych na czerwono włosów, który górował nad jego
ogoloną i wytatuowaną głową. Zadźwięczał złoty łańcuch biegnący od
nosa do ucha. Z wypracowaną pieczołowitością kogoś bardzo pijanego
Gotrek potarł opaskę zakrywającą lewy oczodół, splótł palce, trzasnął
kłykciami i nagle rąbnął przeciwnika prawą dłonią.
Felix widział już lepsze ciosy wyprowadzone przez Gotreka. Po
prawdzie, cios był niezręczny i mało przemyślany. A jednak, pięść
Zabójcy Trolli była wielka jak szynka, a ramię równie grube co pień
drzewa. W cokolwiek uderzyło, musiało zaboleć. Nastąpił obrzydliwy
trzask, w chwili gdy pękał nos mężczyzny. Najemnik przeleciał w
kierunku swojego stołu i padł nieprzytomny na pokrytej kurzem podłodze.
Czerwona krew buchnęła z nozdrzy.
Po chwili zastanowienia Felix w pijackim otępieniu stwierdził, że cios z
pewnością wykonał swoje zadanie. Prawdę mówiąc, był całkiem niezły
biorąc pod uwagę ilość ale wypitego przez Zabójcę.
– Ktoś jeszcze chce posmakować pięści? – spytał Gotrek rzucając
kumplom pobitego złe spojrzenie. – A może wszyscy jesteście takimi
mięczakami na jakich wyglądacie?
Kompani żołnierza podnieśli się ze swoich ławek wylewając pieniące
się ale na stół i zrzucając dziewki tawerniane z kolan. Nie czekając, aż
podejdą, Zabójca zachwiał się i ruszył na nich. Złapał najbliższego
najemnika za gardło, ściągnął jego głowę w dół i rąbnął w nią czołem.
Mężczyzna padł jak podcięty.
Felix pociągnął kolejny łyk kwaśnego tileańskiego wina podawanego w
gospodzie, aby wyostrzyć swoje zmysły. Od czasu, gdy był trzeźwy
upłynęło już kilka kielichów, ale co z tego? To była długa, ciężka podróż
przez całą drogę aż do tego miejsca, do Guntersbadu. Poruszali się bez
ustanku od czasu, gdy Gotrek otrzymał tajemniczy list wzywający go do
tej gospody. Felix przez chwilę rozważał sięgnięcie po tobołek Zabójcy i
ponowne zbadanie jego zawartości, ale wiedział już, że będzie to próżny
wysiłek. Wiadomość została zapisana dziwnymi runami używanymi przez
krasnoludy. Jak na standardy Imperium Felix był dobrze wykształconym
człowiekiem, ale w żaden sposób nie potrafił odczytać tego języka.
Rozczarowany własną niewiedzą wyciągnął swoje długie nogi, ziewnął i
ponownie skupił się na bijatyce.
Zbierało się na to przez cały wieczór. Od chwili, gdy weszli do Psa i
Osła, lokalni twardziele gapili się na nich bez przerwy. Zaczęli od
paskudnych uwag na temat wyglądu Zabójcy. Na początku Gotrek nie
zwracał na to najmniejszej uwagi, co było bardzo niezwykłe. Zazwyczaj
był drażliwy niczym tileański diuk bez grosza przy duszy i miał
temperament rosomaka z bolącym zębem. Jednak od otrzymania
wiadomości stał się wyciszony i niepomny na wszystko poza swoimi
myślami. Przez cały wieczór obserwował tylko drzwi jakby spodziewał się
przybycia kogoś znajomego.
Felix początkowo obawiał się zbliżającej się bójki, ale kilka kielichów
czerwonego tileańskiego wina szybko pomogło uspokoić jego nerwy.
Wątpił, by ktoś okazał się na tyle głupi, żeby wszczynać walkę z Zabójcą
Trolli. Liczył na to, nie biorąc pod uwagę zwykłej ignorancji tubylców. W
końcu było to małe miasteczko przy drodze do Talabheim. Skąd mogli
wiedzieć, kim był Gotrek?
Nawet Felix, który studiował na Uniwersytecie w Altdorfie nigdy nie
słyszał o krasnoludzkim Kulcie Zabójców, aż do dawno minionej nocy,
gdy Gotrek wyciągnął go spod kopyt elitarnej kawalerii Imperatora. Było
to podczas zamieszek, które wybuchły w Altdorfie po ogłoszeniu Podatku
od Okien. W trakcie szalonej pijackiej libacji, która nastąpiła później,
dowiedział się, że Gotrek przysiągł szukać śmierci w walce z najbardziej
zajadłymi potworami, aby odpokutować za jakieś dawne przewinienie.
Felix był pod tak wielkim wrażeniem opowieści Zabójcy i prawdę mówiąc
tak pijany, że przysiągł towarzyszyć krasnoludowi i opisać jego śmierć w
epickim poemacie. Fakt, że Gotrek nie znalazł jeszcze swojej śmierci,
pomimo różnych heroicznych wysiłków, nie umniejszał w żaden sposób
szacunku Felixa dla hardości krasnoluda.
Gotrek wbił pięść w żołądek kolejnego mężczyzny. Przeciwnik zgiął
się w pół i powietrze uszło z jego płuc ze sieknięciem. Gotrek chwycił go
za włosy i rąbnął mocno jego szczęką o krawędź stołu. Widząc, że
najemnik nadal się rusza, Zabójca raz po raz tłukł głową jęczącej ofiary o
brzeg ławy, aż nieszczęśnik znieruchomiał w kałuży krwi, śliny i wybitych
zębów, wyglądając przy tym dziwnie spokojnie.
Dwóch dużych, krępych wojowników rzuciło się naprzód łapiąc
Zabójcę za ramiona. Gotrek zgiął ramiona rycząc wezwanie do walki i
przewrócił jednego z napastników na ziemię. Gdy ten leżał, Zabójca stanął
swoim ciężkim buciorem na pachwinie mężczyzny. Tawernę wypełnił
wysoki, jękliwy pisk. Felix skrzywił się.
Gotrek skierował swoją uwagę na drugiego wojownika. Szczepili się ze
sobą. Powoli jednak, mimo, że człowiek był więcej niż o połowę wyższy
od Gotreka, olbrzymia siła krasnoluda zaczęła przeważać. Pchnął
przeciwnika na ziemię, stanął okrakiem na jego klatce piersiowej, po czym
powoli i metodycznie bił go w głowę do nieprzytomności. Ostatni z
najemników ruszył ku drzwiom – ale w tym momencie wpadł na innego
krasnoluda. Nowo przybyły cofnął się o krok, po czym ściął go jednym
dobrze wymierzonym ciosem.
Felix zamrugał oczami, w pierwszej chwili przekonany, że ma
halucynacje. Zdawało się nieprawdopodobne, by w tej części świata mógł
się znajdować inny Zabójca. Ale Gotrek także patrzył na nieznajomego.
Nowy gość był nieco większy i bardziej muskularny niż Gotrek. Jego
głowa była ogolona, a broda krótko obcięta. Nie miał grzebienia włosów.
Zamiast tego w czaszkę zostały wbite pomalowane na różne kolory
gwoździe tworzące grzebień. Jego nos był złamany tyle razy, że stał się
bezkształtny. Jedno ucho było rozpłaszczone; drugie zostało po prostu
oderwane odsłaniając otwór z boku głowy. W nosie osadzony był wielki
pierścień. Tam, gdzie ciało nie było pokryte krzyżującymi się bliznami,
widniały tatuaże. W dłoni trzymał ogromny młot, a za pasem wsunięty był
topór o szerokim ostrzu i krótkim trzonku.
Za tym nowym Zabójcą stał inny krasnolud, niższy, grubszy i
wyglądający zdecydowanie bardziej cywilizowanie. Miał mniej więcej
połowę wzrostu Felixa, ale był bardzo szeroki. Jego dobrze utrzymana
broda sięgała niemal do ziemi. Duże oczy mrugały po sowiemu zza bardzo
grubych okularów. W poplamionych atramentem palcach trzymał wielką
księgę okutą w mosiądz.
– Snorri Gryzonos, jakem żyw i zdrów! – ryknął Gotrek. Jego paskudny
uśmiech pokazał szczerby po zębach. – Kopę lat! Co tutaj robisz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl