Komisarz Bonetti Szuka Magdaleny - Tomasz Helner, Klub Srebrnego Klucza - kryminaly, Klub srebrnego kluczyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ROZDZIAŁ IWszystko to wydawało jej się zupełnie nierealne. Parę razyuszczypnęła się mocno w rękę aby się przekonać, że nie śpi. Aleprzecież ostatnio śniło jej się nawet to szczypanie, więc... Czy tomożliwe? Czy rzeczywiście jedzie?Dopiero kiedy pociąg ruszył i kiedy stojący na peronie ludziezmienili się w maleńkie kolorowe plamki, poczęła nabieraćpewności, że to nie sen, że jedzie naprawdę. Z wolna spływało zniej podniecenie. Boże, ileż się nadenerwowała. Do ostatniejchwili nie wiedziała czy zdąży. Miejsce sypialne miałazarezerwowane już dawno, ale te Wszystkie formalności.Dopiero o czwartej dostała wizę austriacką, a pociąg odchodziło siódmej z minutami. Taksówki także oczywiście nie mogłaznaleźć. Myślała, że oszaleje. No, ale nareszcie...Miasto, poprzecinane smugami niebieskawego światła,stawało się coraz dalsze, coraz bardziej obce, niepotrzebne.Dalekie kształty domów wtapiały się w szarość wieczornegohoryzontu. To. co zostawiamy za sobą przestaje być ciekawe,atrakcyjne. Warszawa, znajomi, przyjaciele, krewni, koledzybiurowi, codzienne sprawy — wszystko to w jednej chwili stałosię dla niej jakieś dziwne szare, nieważne. A swoją drogą, tobardzo ładnie ze strony Zbyszka, że dotrzymał jej ostatniotowarzystwa. Czyżby się nią żywiej interesował? Nigdydotychczas nie przyszło jej to na myśl. A może jest w niejzakochany? To byłoby nawet dość ekscytujące. Ale co tamZbyszek, także w tej chwili nieważny. Teraz jedzie przecież, doStefana, którego nie widziała prawie dziesięć miesięcy. Kawałczasu. Można zapomnieć nawet, jak wygląda własny mąż. Czystęskniła się za nim? Chyba tak. Mimo wszystko lubi go jeszczeciągle. Czasem narzeka, że jest ślamazarny, zbyt flegmatyczny,ociężały, że ma za mały temperament, ale w gruncie rzeczynajlepiej czuje się w jego towarzystwie; może wtedy pleść różnegłupstwa, bez obawy, że coś jej będzie miał za złe, możekokietować spokojnie innych mężczyzn, pewna, iż masywnasylwetka Stefana zapewni jej należyty szacunek otoczenia,może wreszcie beztrosko bawić się, tańczyć, szaleć. Będąc z nimczuła się bezpieczna, pewna siebie, niczym niezagrożona.Wiedziała, że zawsze ją ochroni, że wydobędzie ją z każdejtrudnej sytuacji, w jakiej może się znaleźć dzięki swejwrodzonej lekkomyślności Tak bardzo lubiła być lekkomyślną.Taką ogromną przyjemność sprawiało jej nieliczenie się zkonsekwencjami niezbyt przemyślanych i niezbyt rozsądnychczynów. Na tym tle dochodziło nieraz między nimi do ostrychstarć. Stefan poważnie brał życie, był człowiekiem, w całymsłowa tego znaczeniu, solidnym, konsekwentnym, od-powiedzialnym. Umiał narzucić sobie żelazną dyscyplinę i odinnych wymagał tego samego. Bywały chwile, że dostawałaszału. Wtedy wymyślała mu od starych ramoli, krzyczała, że madosyć tego wszystkiego, że dłużej nie wytrzyma z takimpotwornym nudziarzem. Ze stoickim spokojem znosił te ataki,a kiedy się zmęczyła, próbował jej tłumaczyć pewne rzeczy,usiłował możliwie w przystępnych słowach przedstawić swójświatopogląd, swoją filozofię życia. Kochany Stefanek, ileż onpotrafił wykazać cierpliwości i dobrej woli Cieszyła się szczerze,że go znowu zobaczy.Jeszcze jedno spojrzenie na ciemniejący krajobraz i odeszłaod okna. Uwaga jej skupiać się zaczęła na życiu wagonu. Miałatu przecież spędzić dwie noce i jeden dzień.Rosyjski konduktor pochylał swą ciemną, kędzierzawą głowęnad szklankami z czajem. W drugim końcu korytarza skłębionagromadkagestykulującychWłochówrozbrzmiewałaniezrozumiałą wrzawą. Wszyscy byli bardzo podnieceni i robilitakie wrażenie jakby lada chwila spodziewali się katastrofykolejowej.Zajrzała do swojego przedziału. Jej towarzysze podróżyusiłowali ulokować dziewięć pakownych waliz. Mąż robił żoniegorzkie wymówki, twierdząc, że zabrała trochę za dużo bagażu.Jechali do rodziny i wieźli sporo suchej kiełbasy, pragnąc się wten sposób zrewanżować za gościnę. Byli sympatyczni. Zarazteż nawiązała się swobodna, miła rozmowa. Nie tracąc czasuopowiedziała, że mąż jej otrzymał stypendium, że od dłuższegoczasu przebywa w Neapolu i że teraz oboje odbędą wspaniałąpodróż po całych Włoszech. Przy okazji dodała także, niezbytmoże potrzebnie, szereg szczegółów z ich małżeńskiego pożyciai zwierzyła się w zaufaniu ze swego niewinnego flirtu zeZbyszkiem.— Mąż pani obrał sobie bardzo ciekawy zawód — powiedziałw pewnym momencie starszy pan, pragnąc przerwać te nazbytosobiste zwierzenia — Ekonomia dzisiaj jest bardzo w modzie.Pociąg wjeżdżał w noc. Włosi nieco ucichli. Konduktorprzygotował pościel i przyniósł czaj. Pasażerowie układali siędo snu.Sen, przerywany kontrolami paszportów i wizytamicelników, nie przyniósł wypoczynku. Zmęczeni podróżnizaspanymi oczami powitali Wiedeń. Cztery godziny postoju.Warto spróbować wiedeńskiej kawy. Z żalem trzeba rozmienićtysiąc lirów na szelingi.We trójkę pochodzili po starej stolicy walca. Nuciła „Nadpięknym modrym Dunajem" i przystawała przed wystawamisklepowymi. Było jej dobrze, bardzo wesoło. Czuła sięszczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu wyruszyła w szeroki świat.Wrócili do wagonu na pół godziny przed odejściem pociągu.A potem znowu czaj, jajka na twardo, szczerstwiały chleb isucha kiełbasa. Za oknami przesuwał się tyrolski krajobraz,Włosi w korytarzu kłócili się zajadle, samotny Amerykanin zsąsiedniego przedziału gwizdał kowbojską serenadą, konduktor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]