Korona- Iris Johansen, Johansen Iris

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
IRIS JOHANSEN
Korona
1
29 stycznia, 1587
Sheffield, Anglia
Syrena!
Kate siadła na łóżku, dysząc i próbując zapanować nad przeraże­
niem, które ją ogarnęło.
Czy wykrzyczała to słowo na głos? Dobry Boże, spraw, by nie.
Ale w gardle tak ją drapało, że wiedziała, iż się zdradziła.
Cofnęła się do wezgłowia, skuliła i otarłszy łzy z policzków,
utkwiła przerażone spojrzenie w drzwiach.
Jeśli krzyczała, wkrótce się pojawią. Usłyszy kroki, drzwi się
uchylą...
Ciągle jeszcze żadnego odgłosu. Może nie zawołała głośno,
a nawet jeśli, to udało jej się ich nie zbudzić. Może Bóg się nad nią
zlituje i tym razem...
Kroki.
Zamknęła oczy czując, jak serce ściska jej śmiertelne przerażenie.
Zebrała się w sobie, usiłując nad nim zapanować. Nie dopuści, by
zauważyli jej słabość - pomyślała hardo. Oczywiście, wyparliby
się, ale ona wiedziała, że lubią, gdy jest strwożona. Strach stanowił
broń w walce, którą z nią toczyli. Zwykle nie ulegała łatwo lękowi,
ale po tym śnie zawsze czuła się tak roztrzęsiona i zagubiona, że...
- Ach, dziecię! Znowu ten sen?
7
Otworzyła powieki i zobaczyła w progu Sebastiana Landfielda.
W ręku trzymał lichtarz ze świecą. Koszula nocna i przetarta, szara
peleryna przywarły mu do ciała, tak że wyglądał na bardzo kruchego
i słabego. W blasku świecy potargane, siwe włosy wyglądały jak
aureola otaczająca pomarszczoną twarz, a szare oczy zasnuła
mgiełka, gdy popatrzył na dziewczynę.
- Modliłem się, by to nie nadeszło. Jakże mnie boli, gdy widzę
twe cierpienie.
- Ja wcale nie cierpię.
Nie mogła się powstrzymać od choćby cienia oporu, choć
wiedziała, że przyjdzie jej za to zapłacić.
Zbliżył się do łóżka i postawił lichtarz na stoliku obok.
- Jak możesz tak mówić, skoroś nas swą męką wyrwała z głę­
bokiego snu? - Wyciągnął rękę i musnął pasmo włosów na jej
czole. - Spójrz, od tego miotania się włosy uwolniły ci się z czepka.
Do licha, powinna była pamiętać o włożeniu czepka. Starannie
unikała zerknięcia w stronę znienawidzonego czepka, który przed
pójściem spać niecierpliwie cisnęła na stolik przy łóżku.
Sebastian zatrzymał wzrok na czepku.
- Wygląda podejrzanie schludnie, skoro musiał znieść twoje
szarpanie, prawda? - Znowu popatrzył na dziewczynę. - Lecz
wiem, że nie sprzeciwiłabyś się moim rozkazom i nie położyła
się spać z rozpuszczonymi włosami. Ostatnio tak dobrześ się
sprawowała.
- Przepraszam, jeślim wam zakłóciła sen, panie - szybko
zmieniła temat. - Nie ważyłabym się...
- Nie trzeba przepraszać za przywołanie do spełnienia obowiązku
- przerwał. - To wola Boża. - Przeciągnął palcem po strużce łzy,
która spłynęła jej po policzku. - Choć Marta nie była uszczęś­
liwiona, kiedy wyrwano ją ze snu.
Dziewczynie nie podobało się, że pieści jej policzek tymi długimi,
zimnymi palcami. Ostatnio chyba coraz częściej jej dotykał.
Odchyliła głowę.
- Pójdę ją przeprosić. Gdzie teraz jest?
- Wkrótce się tu zjawi. - Uśmiechnął się smutno. - I chyba
wiesz, gdzie musiałem ją posłać.
8
Do pomywalni, a tam do najwyższej szuflady w kredensie.
Kate przeszył dreszcz, kiedy sobie wyobraziła krępą żonę
Sebastiana, idącą w dół po schodach, z ponurym uśmiechem
zadowolenia na twarzy.
- Marta sądzi, że jesteś już za duża na takie sny - powiedział
cicho Sebastian. - Uważa to tylko za pretekst, żeby nas wyrwać
ze snu.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- A po cóż miałabym to robić? Toż to głupota.
- Och, ja też tak sądzę. Marta nie grzeszy rozumem, jeśli chodzi
o innych. -Przesunął rękę, żeby pogładzić ją po szyi. - A szesnaście
łat to nie taki znowu poważny wiek. Ciągłe jeszcze mamy dość
czasu, by cię oczyścić i ukształtować. Jak więc sądzisz, czemu dziś
miałaś ten sen?
Nie odpowiedziała.
- Milczysz? Uległość to cnota, lecz nie sądzę, by to ona kryła
się za twym milczeniem. Co ci się przyśniło? Ten sam sen co
zawsze?
Wiedział, że ten sam co zawsze. Setki razy przeklinała chwilę,
w której mu się zwierzyła z tego snu, ale gdy zaczął się pojawiać,
była jeszcze dzieckiem. Nie zdawała sobie sprawy, jak potężną
broń daje swemu opiekunowi do ręki.
- Powiedz - nalegał cicho. - Wiesz, że to dla twego dobra.
Wyznaj swój grzech, dziecię.
Mogła skłamać, wyprzeć się, że nie śniła o syrenie. Może by jej
uwierzył.
Ogarnął ją gniew. Nie będzie kłamać. To nieuczciwe. On
postępuje nieuczciwie.
- Mylicie się. Nie zgrzeszyłam. - Głos drżał jej ze wzburzenia.
- Ja tylko śniłam. Jak sen może być grzechem?
- A, znowu się zaczyna - mruknął. - Te złociste oczy żarzą się
od gniewu. Tyle lat wysiłku, tyle włożonego trudu, a tak mało się
nauczyłaś. Udajesz łagodność, lecz choćbym nie wiem, co uczynił,
by ukrócić twe rozhukanie, w końcu nadchodzi chwila, że stajesz
okoniem.
- Bo mówicie nieprawdę! Nie zgrzeszyłam!
9
Czy Sebastian myśli, że ona nie widzi różnicy? Grzechem jest
to, co czuje, kiedy ma ochotę wyrwać mu resztki włosów i kopnąć
w patykowate nogi. Grzechem jest to, co czuje, kiedy zalewa ją
furia na którąś z podstępnych uwag Marty.
- Już wcześniej ci to tłumaczyłem - wyjaśniał cierpliwie. - Kiedy
zapadasz w sen, twoja dusza się uwalnia i oddaje zepsuciu. Nie
potrafisz tego pojąć? - Pochylił się, w oczach płonął mu fanatyczny
blask. - Wiesz, jak jesteś grzeszna. Bo i jak masz nie być zepsuta?
Powstałaś z nasienia, które libertyn posiał w łonie największej
dziewki, jaką ziemia nosiła. A od wiecznego potępienia tylko ja
mogę cię ocalić. Więc wyznaj mi prawdę. Śniła ci się syrena?
Nagle odeszła ją wszelka wola walki. Po co zaprzeczać? - pomyś­
lała znużona.
- Tak.
Rozluźnił się nieco.
- Doskonale. Teraz pozostaje nam ustalić, co doprowadziło do
tego grzechu. - Spod zmrużonych powiek obserwował jej twarz.
- Co dziś robiłaś?
- Uczyłam się pod okiem nauczyciela Gywnth. Pomagałam pani
robić świece.
- Czy to wszystko?
Przygryzła dolną wargę.
- A po skończeniu obowiązku wybrałam się na wycieczkę, na
Cairdzie.
- Aha. Do wioski?
- Nie, ścieżką wśród lasów.
Wróciły wspomnienia wyprawy, przynosząc ukojenie: chłodne,
wonne powietrze, zapach ziemi wilgotnej po niedawnym deszczu,
gładka praca mięśni niosącego ją Cairda, aksamitny dotyk jego
nozdrzy, kiedy klepała go, wiodąc do wodopoju.
- Nie kłamiesz? Z nikim nie rozmawiałaś?
- Z nikim. - Napotkała jego spojrzenie i wybuchnęła: - Z nikim,
powiadam wam. A nawet gdybym pojechała do wioski, to i tak nikt
by się do mnie nie odezwał. Zwłaszcza po tym, jak żeście...
- Czyli sprawiła to sama przejażdżka. - Zmarszczył brwi.
- Nigdym nie pochwalał nauki jazdy konnej. Taka wolność nie
10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl