Korbel Kathleen - Na szlaku do Mandalay(1), ✿Nowe ebooki(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na szlaku do
Mandalay
Kathleen Korbel
Rozdział 1
Nad wyspą St. Maarten wisiały ciężkie szare chmury.
Strugi ulewnego deszczu smagały zamglone zbocza gór o
pastelowych odcieniach i stalowosiną powierzchnię oceanu.
Dziesiątki zakotwiczonych w porcie żaglówek kołysały się na
wodzie jak drzewa podczas zimowej zawieruchy. Kate
Manion niezupełnie tak wyobrażała sobie wymarzony dzień w
raju.
Przyglądała się tej posępnej scenerii, siedząc w łodzi na
środku zatoki i zastanawiając się, nie po raz pierwszy, co
właściwie tu robi. Zaledwie czterdzieści osiem godzin
wcześniej była jeszcze rozsądną osobą, która pracowała w
biurze, zmagając się z komputerem i myśląc o tym, jaki
przysmak wyjmie z lodówki na kolację. Teraz znajdowała się
w towarzystwie dwudziestu innych przemoczonych
potępieńców, którzy podobnie jak ona naiwnie zamierzali
spędzić tydzień na morzu, pławiąc się w słońcu i korzystając z
życia. Chyba jednak popełniła błąd, pozwalając, by Betty
Williams posłała ją na urlop.
- Przygotować się, podpływamy!
Usłyszawszy tę komendę, Kate odwróciła głowę i
spojrzała na żaglowiec, który przez najbliższy tydzień miał
być jej domem. Musiała chyba stracić rozum. Nigdy w życiu
nie płynęła statkiem. Owszem, jeździła na nartach, kąpała się
w ogrzewanym basenie, ale ten pomysł zakrawał na
szaleństwo.
Zobaczyła strzelające w niebo cztery maszty - potężne
czarne słupy, które zdawały się sięgać ołowianych chmur - i
pomyślała, że to dopiero jest prawdziwe szaleństwo. Nie dość,
że dała się namówić, by spędzić pierwszy od sześciu lat urlop,
jak nigdy dotąd, poza Stanami, nie dość, że Betty Williams
zdołała ją przekonać do udziału w pełnomorskim rejsie, to
miała na dodatek płynąć na pokładzie żaglowca, który
wyglądał jak wierna kopia statku piratów. Był wysoki, miał
pełne ożaglowanie, skrzypiące drewniane pokłady i
powiewającą na wietrze brytyjską banderę. Usłyszawszy
dochodzący z góry głos z charakterystycznym akcentem, zdała
sobie sprawę, że ma też angielską załogę.
- Uwaga, łódź się trochę kołysze, więc uważajcie
państwo, wchodząc na pokład.
Z pewnością nie jesteśmy już w Kansas, westchnęła w
duchu, patrząc nieufnie na uśmiechniętego, czarnoskórego
marynarza
- W porządku, teraz pani. Proszę podać mi rękę.
Kate zarzuciła na ramię torbę i energicznie wstała z
miejsca. Pierwszy stopień stalowej drabinki miała na
wysokości talii, szybko więc zrozumiała, że rzeczywiście
sama sobie nie poradzi. Chwyciła marynarza za rękę,
postawiła stopę na szczeblu, lecz wtedy łódź odskoczyła nagle
od statku. Prawa noga Kate zawisła w powietrzu, a jej dłoń
zaczęła ześlizgiwać się z drabinki.
Zaczęła już sobie wyobrażać, jak ląduje z bagażem na dnie
zatoki, gdy czyjaś ręka chwyciła ją mocno za ramię. Przez
dłuższą chwilę tylko ten stalowy uścisk pozwolił jej zachować
równowagę. Gdy była już bezpieczna, spojrzała w górę - i
omal znów nie ześlizgnęła się z drabinki
Anglik, który ją ocalił, był chyba najprzystojniejszym
mężczyzną, jakiego dotąd spotkała. Pomyślała tak od razu,
choć w tym momencie widziała zaledwie jego twarz i
rozbawione szare oczy. Miały barwę śniegowych chmur i
skrzydeł gołębicy. Przyciągały jak magnes, pozwalając
zapomnieć o deszczu i chłodzie.
- Wspomnę o panu w pierwszym liście do domu -
obiecała drżącym głosem, gdy udało jej się wreszcie postawić
bezpiecznie nogę na pokładzie.
Nieznajomy uśmiechnął się szeroko.
- Cała przyjemność po mojej stronie - zapewnił Kate,
biorąc od niej torbę. Po chwili puścił jej dłoń i zajął się
kolejnym pasażerem.
Inny członek załogi poprowadził Kate dalej, informując
pospiesznie o zasadach zaokrętowania i wręczając
szklaneczkę z rumem. Słuchała go uprzejmie, wciąż jednak
nie mogła zapomnieć oczu swego wybawcy, który pomagał
właśnie wchodzić na pokład następnym osobom.
Było to niewiarygodne. Podobne sytuacje widywała
jedynie w filmach i śmiała się z takich scen do rozpuku - on na
nią spojrzy, dotknie jej dłoni, a ona rumieni się i wie już, że to
właśnie ten jedyny i wymarzony, na którego czekała przez
całe swoje życie. Teraz jednak tak właśnie się czuła.
Mężczyzna, który powitał ją na pokładzie, nie był może aż tak
przystojny, by przyprawiać o zawrót głowy, ale wejrzenie jego
stalowych oczu podziałało na nią w sposób niezwykły.
Popijając ze szklanki aromatyczny rum, patrzyła na niego,
próbując określić dokładniej jego wygląd. Wysoki, ale nie za
bardzo. Jakieś metr osiemdziesiąt. Bardzo szczupły. Chociaż
niezupełnie - musiał mieć muskularne ramiona i silne szerokie
dłonie, bowiem nadal czuła ból w miejscu, gdzie ścisnął jej
rękę. Nie miał barczystej, trójkątnej sylwetki gracza rugby,
przypominał raczej lekkoatletę, szybkiego i odpornego na
zmęczenie. Albo pływaka, zwinnego i smukłego. Emanował
zdrowiem i energią. Na pewno spędzał wiele czasu na słońcu,
którego promienie opaliły mu skórę i rozjaśniły blond włosy.
Teraz były mokre, a ponieważ od kilku tygodni wymagały
przycięcia, opadały bezładnie na jego czoło i kark. Nosił biały
marynarski mundur, ale Kate bez trudu mogła go sobie
wyobrazić odzianego w pasiastą koszulkę oraz w wysokie
buty pirata. Albo z nożem w zębach, kiedy wdziera się na
pokład handlowego statku.
Uśmiechnęła się na tę myśl, stając w kolejce po kolejnego
drinka. Dziadek Sean nie byłby zachwycony, że wpadł jej w
oko Anglik. Staruszek przewraca się pewnie w grobie z tego
powodu. Nie martw się, dziadku, pomyślała, rzucając zawistne
spojrzenie o wiele hojniej wyposażonej przez naturę
dziewczynie, która stała przed nią. Chyba nie muszę się
obawiać, że podczas tego rejsu upatrzy mnie sobie ten
jasnowłosy przystojniaczek. Zresztą, stwierdziła, dopijając
resztkę rumu, to w końcu tylko tydzień. Od następnego
poniedziałku i tak wracam do pracy.
Postanowiła nie zwracać na niego uwagi, jednak on
najwyraźniej zwrócił uwagę na nią.
- Pani Elizabeth Williams? - usłyszała, a kiedy podniosła
zamyślony wzrok, znów ujrzała przed sobą te same oczy.
Chłodne, szare oczy, za sprawą których ponownie ugięły się
pod nią kolana. - Nie boli pani ramię? Chyba za mocno panią
ścisnąłem?
- Czy jest pan jedynym członkiem załogi? - zapytała bez
namysłu, zastanawiając się, jakim cudem znalazł się tak
szybko przy stoliku z drinkami.
Uśmiechnął się i dopiero teraz zobaczyła, że jego twarz
nie jest gładka, lecz pokryta siecią zmarszczek.
- Jest jeszcze paru marynarzy, którzy mogą służyć
pomocą - zapewnił ją. - Ja sprawdzam w tej chwili listę
pasażerów, pani Williams.
- Nazywam się Kate Manion - oznajmiła.
- Słucham?
- Elizabeth Williams nie mogła przyjechać, więc odstąpiła
mi swoją rezerwację. - I nigdy jej tego nie wybaczę, dodała w
myślach ze złością. - Powinna była skontaktować się z
waszym biurem, ale widocznie nie zdążyła.
Mężczyzna skinął głową, przebiegając wzrokiem
trzymaną w ręce kartkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl