Klan McKettricków - 03 - Miller Linda Lael - Uleczone serca, Harlequin, Mini serie, Klan McKettricków (3 z 3)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->LINDA LAELMILLERULECZONE SERCAKlan McKettricków 031ROZDZIAŁ PIERWSZYPrzystanąwszy na chodniku przed wielkim murowanym domem, MollyShields wzięła głęboki oddech. Miała ochotę rzucić się pędem po kamiennejścieżceprowadzącej do drzwi, wiedziała jednak,żemusi zachować spokój.W tym domu mieszkał Lucas.A także Psyche. Psyche Ryan, która w oczachświatabyła prawowitą matkąchłopca.Na samą myśl o tym wszystko się w Molly burzyło.Pokręciwszy z rezygnacją głową, poprawiła brezentowy plecak zsuwający sięz ramienia. Lucas jest dzieckiem Psyche, powiedziała sama do siebie.Chłopczyk miał półtora roczku, urodził się dokładnie osiemnaście miesięcy,różowym, płaczącym niemowlakiem; później musiała go oddać. Od tamtej porydostała od Psyche kilka zdjęćślicznegozdrowego blondynka o szarozielonychoczach. To po niej, Molly, odziedziczył kolor oczu i włosów, choć na pierwszy rzutoka bardziej przypominał swojego zmarłego ojca.Dziś, już za kilka minut, zobaczy dziecko, które uważała za swoje, mimożenie miała prawa tak sądzić. Może Psyche pozwoli jej wziąć szkraba na ręce? Jakże otym marzyła...Spokojnie, nie podniecaj się, skarciła się w duchu.To cud,żepo tym wszystkim, co się stało, Psyche, osoba obca, w dodatkuzdradzonażona,poprosiła ją o przyjazd do Indian Rock. Molly przygryzła wargę.Musi się pilnować,żebynie popełnićżadnegobłędu. Bo cuda zdarzają się rzadko,trzeba więc obchodzić się z nimi bardzo ostrożnie.Pchnęła czarną,żelaznąbramę. Metal był gładki, nagrzany od słońca.Przymocowana do ogrodzenia tabliczka głosiła,żedom na rogu Maple i Red RiverDrive został oficjalnie uznany za zabytek.2RSdwa tygodnie i pięć dni temu. Ostatnim razem, kiedy trzymała go w ramionach, byłW jednym ze swoich mejli Psyche wspomniała,żewłaśnie tu dorastała, potemprzez niemal dziesięć lat dom stał pusty. Teraz przyciągał wzrok starannie utrzy-many ogród pełen róż i lilii, lśniące czystością okna, a białe framugi sprawiaływrażenieświeżopomalowanych.Molly ruszyła wolnym krokiem w kierunku werandy. Przypuszczalnie stały naniej krzesła, stolik, może huśtawka.Wyobraziła sobie, jak w ciepły lipcowy wieczór siada na werandzie zLucasem w ramionach i huśtaniem usypia dziecko. Serce zabiło jej szybciej.To jest dziecko Psyche, nie twoje. Psyche, powtarzała w duchu niczymmantrę.Nie wiedziała, dlaczego Psyche zaprosiła ją do Indian Rock. Nie tylkozaprosiła, ale również zaproponowała,żekupi jej bilet w pierwszej klasie na przelotMolly postanowiła jednak, może w ramach pokuty, odbyć tę trasę autobusem.Byłoby mądrzej, gdyby w ogóle odmówiła, lecz nie potrafiła oprzeć siępokusie zobaczenia Lucasa.Weszła na pierwszy stopień werandy, kiedy drzwi domu się otworzyły.Oczom Molly ukazała się wysoka i chuda czarna kobieta, pewnie gosposia, wpodeszłym wieku, ubrana w wyprasowany biały fartuszek oraz wygodne buty napłaskiej, gumowej podeszwie.- To pani? - spytała bez ogródek.Molly skinęła głową. Tak, to ona jest biologiczną matką Lucasa, kobietą, któramiała romans z mężem Psyche. O tym,żeThayer mażonę,dowiedziała się, kiedybyło już za późno. Ale to bez znaczenia. Zwykle tak to się dzieje. Była inteligentna,wykształcona, prowadziła własny biznes. Owszem, Thayer potrafił pięknie kłamać,mimo to mogła wcześniej przejrzeć na oczy.- Niech pani wejdzie - mruknęła kobieta, wachlując się ręką. - Nie będziemytak stać w otwartych drzwiach. Klimatyzacja sporo kosztuje.3RSz Los Angeles do Phoenix, a w Phoenix zamówi dla niej samochód z kierowcą.Molly uśmiechnęła się pod nosem. Psyche w ciągu ostatnich tygodnikilkakrotnie wspominała swoją gosposię -żejest zrzędliwa, humorzasta, ale maserce ze złota.- Pani na pewno jest Florence? - spytała Molly.Korciło ją, aby zacząć się tłumaczyć,żewbrew pozorom wcale nie jest osobą,której głównym zajęciem jest romansowanie zżonatymifacetami i niszczenie ichmałżeństw.Florence skrzywiła się, po czym burknęła,żetak.- To cały pani bagaż? - Wskazała na plecak.- Nie, walizki zostawiłam na stacji benzynowej. Były za ciężkie,żebyje zesobą taszczyć.Chłodne powitanie nie zdziwiło Molly. Pewnie Florence niejedno o niejFlorence odsunęła się na bok, robiąc przejście.słyszała, z czego większość była niestety prawdą.- Później pojedziemy po nie samochodem - rzekła. - Na razie panna Psycheodpoczywa na górze, ale nie mogę zostawić jej samej. - Przysłonięte grubymi szkła-mi brązowe oczy zamgliły się na moment. - Biedna kruszyna. Remont tego domu iprzeprowadzka kosztowały ją zbyt wiele wysiłku. Gdyby to ode mnie zależało,zostałybyśmy we Flagstaff, ale kiedy ta dziewczyna coś sobie ubzdura, nie ma nanią mocnych.Korciło Molly,żebyspytać o Lucasa, lecz wstrzymała się; wolała nie drażnićsłużącej. Florence Washington była nianią i opiekunką Psyche, dopóki ta nie poszłado szkoły; potem awansowała na gosposię. Kiedy Psyche poślubiła Thayera Ryana,Florence prowadziła młodym małżonkom dom.Thayer zmarł rok temu na rozległy zawał. Miał zaledwie trzydzieści siedemlat.Molly poczuła dziwny ucisk w okolicyżołądka.Nikomu nieżyczyła śmierci,nawet facetowi, który niemal zniszczył jejżycie,ale nie opłakiwała Thayera.4RSNa pogrzeb też nie pojechała.Wdowie nie wysłała kwiatów ani nawet listu z kondolencjami. Bo jak miałabysię podpisać: „Z wyrazami współczucia, kochanka paniświętejpamięci męża"?Obróciwszy się na pięcie, Florence przeszła przez hol do długiego korytarza, zktórego prowadziły drzwi do dalszych pomieszczeń. Po chwili wkroczyła do nasło-necznionej kuchni z oknami do sufitu; za nimi mieściła się kolejna zabudowanaweranda, przez którą widać było ukwiecony ogród.Naśrodkukuchni stał ogromny stary stół otoczony krzesłami. Molly z ulgązdjęła plecak.- Może pani sobie klapnąć - burknęła Florence.Klapnę, pomyślała Molly. Była zmęczona. Odkąd dwa dni temu wyruszyła zLos Angeles, kilka razy się przesiadała. Lecz mimo zmęczenia najchętniejWiedząc,żesama nie może podejmowaćżadnychdecyzji, odsunęła od stołuciężkie dębowe krzesło i usiadła.- Kawy? Herbaty?- Szklankę wody.- Zwykłej.Florence podała jej szklankę z paroma kostkami lodu oraz butelkę, po czymoparłszy się o zlew, skrzyżowała ręce na piersi.- Po co pani przyjechała? - Najwyraźniej dłużej nie była w stanie pohamowaćciekawości.Molly, która podniosła szklankę do ust, odstawiła ją z powrotem na stół.- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. Psyche zadzwoniła do niej przedtygodniem i wręcz zażądała jej przyjazdu. Niczego nie tłumaczyła. To nie natelefon, rzekła.poszukałaby Lucasa.- Gazowanej, zwykłej?RS5 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl