Kapuscinski Ryszard - Cesarz - cz.3 - Rozpad, dokument

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZPADJest rzecz� zadziwiaj�c�, w jak niezwyk�ym' poczuciu bezpiecze�stwa �yli ci wszyscy mie-' szka�cy najwy�szych i �rednich pi�ter spo-�ecznego gmachu w chwili, gdy wybuch�a re-wolucja; w ca�ej naiwno�ci ducha rozprawia-j� o cnotach ludu, o jego �agodno�ci, przywi�-zaniu, o jego niewinnych uciechach, kiedy ju�wisi nad nimi rok 73: komiczny i straszny towidok.(Tocqueville - Dawny ustr�j i rewolucja. T�um. A. Wol-ska)I by�o tam co� jeszcze, co� niewidzialnego, ja-ki� w�adczy duch zag�ady tkwi�cy wewn�trz.(Conrad - Lord Jim. T�um. A. Zag�rska)Niekt�rzy za� dworzanie Justyniana, kt�rzybyli przy nim w Pa�acu do p�nych godzin,; odnosili wra�enie, �e zamiast niego widz� obc�, zjaw�. Jeden z nich twierdzi�, �e cesarz zry-' wa� si� nagle z tronu i zaczyna� przechadza�si� po sali (bo istotnie nie potrafi� d�ugo usie-dzie� na miejscu); raptem g�owa Justynianaznika�a, ale cia�o kr��y�o dalej doko�a. Dwo-rzanin s�dz�c, �e wzrok odmawia mu pos�u-sze�stwa, sta� przez d�u�sz� chwil� zmieszanyi bezradny, potem jednak, kiedy g�owa wraca-�a na swoje miejsce na tu�owiu, stwierdza� zezdumieniem, �e widzi znowu to, czego przedchwil� nie by�o.(Prokopiusz z Cezarei - Historia sekretna. T�um. A. Ko-narek)M.S.:Nast�pnie zadaj sobie pytanie: gdzie te� towszystko teraz? - Dym, popi�, ba��, albonawet ju� i ba�ni� nie jest.(Marek Aureliusz - Rozmy�lania. T�um. M. Reiter)Niczyja �wieca nie pali si� do samego �witu.I. Andri� - Konsulowie Ich Cesarskiej Mo�ci. T�um.H. Kalita)Przez wiele lat by�em mo�dzierzyst� ja�nie osobliwe-go pana. Mo�dzierz ustawia�em w pobli�u miejsca. gdzie do-brotliwy monarcha wydawa� uczty dla spragnionych jad�abiedak�w. Kiedy ko�czy�a si� biesiada, odpala�em w g�r� se-ri� pocisk�w. W chwili wybuchu z owych pocisk�w wydoby-wa� si� kolorowy ob�ok, kt�ry rozpraszaj�c si�, z wolna opa-da� ku ziemi - by�y to barwne chustki z wizerunkiem ce-' sarza. Ludzie t�oczyli si�, przepychali, wyci�gali r�ce, ka�dychcia� wr�ci� do domu obdarowany cudownie spuszczonymz nieba portretem naszego pana.A.A.:Nikt, ale to nikt, przyjacielu, nie przeczuwa�, �e nad-ci�ga koniec. A raczej co� tam si� przeczuwa�o, co� po g�o-wie chodzi�o, ale takie niejasne, niewyra�ne, �e jakby w og�-le nie by�o �adnego odczuwania nadzwyczajno�ci. A przecie�ju� od dawna snu� si� po pa�acu kamerdyner, coraz to jakie��wiat�a wygaszaj�c, ale wzrok si� do owego zgaszenia przy-zwyczaja� i nast�powa�o wygodne pogodzenie wewn�trzne, �ewidocznie-niewidocznie takie wszystko musi by� wygaszone,przyciemnione, p�mrocznie zamroczone. W dodatku do ce-sarstwa wkrad�y si� gorsz�ce nieporz�dki, kt�re ca�emu pa�a-cowi sprawi�y wiele utrapie�, a ju� najwi�cej naszemu mini-strowi informacji, panu Tesfaye Gebre-Egzy, rozstrzelanemup�niej przez panuj�cych dzi� buntownik�w. Zacz�o si� odtego, �e w roku siedemdziesi�tym trzecim, latem, przyjecha�do nas dziennikarz z telewizji londy�skiej, niejaki JonathanDimbleby. Ten ci dawniej ju� bywa� w cesarstwie robi�c chwa-lebne filmy o naszym wszechw�adcy i dlatego nikomu nie przy-sz�o do g�owy, �e taki �urnalista, kt�ry najpierw chwali, o�mie-li si� p�niej zgani�, ale taka ju� wida� �otrowska natura owychludzi bez godno�ci i wiary. Do�� �e tym razem Dimbleby,miast pokazywa�, jak pan nasz rozwoju dogl�da i troszczy si�o pomy�lno�� maluczkich, przepad� gdzie� na p�nocy, sk�dpono� wr�ci� przej�ty i roztrz�siony i zaraz wyjecha� do An-gl��. Nie min�� miesi�c, a z naszej ambasady przychodzi do-niesienie, �e pan Dimbleby pokaza� w telewizji londy�skiejsw�j film pod tytu�em "Ukryty g��d", w kt�rym ten pozba-wiony zasad oszczerca dopu�ci� si� demagogicznej sztuczki uka-zuj�c tysi�ce ludzi umieraj�cych z g�odu, a obok czcigodnegopana, jak biesiaduje z dostojnikami, nast�pnie pokaza� drogi,na kt�rych le�� dziesi�tki szkielet�w zag�odzonych biedak�w,a zaraz potem nasze samoloty przywo��ce z Europy szampa-ny i kawior, tu - pola ca�e konaj�cych chudziek�w, tam-nasz monarcha ze srebrnej patery mi�so swoim psom poda-j�cy, i tak na przemian: przepych - n�dza, bogactwo - roz-pacz, korupcja - �mier�. W dodatku pan Dimbleby o�wiad-cza, �e kl�ska g�odu spowodowa�a ju� �mier� stu, a mo�e dwu-stu tysi�cy ludzi i �e drugie tyle mo�e w najbli�szych dniachpodzieli� ich los. Doniesienie ambasady m�wi, �e po filmiewybuch� w Londynie wielki skandal, s� apelacje do parlamen-tu, gazety bij� na alarm, dostojnego pana pot�piaj�. Tu wi-dzisz, przyjacielu, ca�� nieodpowiedzialno�� obcej prasy, kt�-ra podobnie jak pan Dimbleby latami monarch� naszego chwa-li�a, a nagle, bez �adnego powodu i umiaru - pot�pi�a. Dla-czego tak? Dlaczego taka zdrada i niemoralno��? W dalszymci�gu ambasada donosi, �e z Londynu wylatuje ca�y samolotdziennikarzy europejskich, kt�rzy chc� zobaczy� �mier� g�o-dow�, pozna� nasz� rzeczywisto��, a tak�e ustali�, gdzie po-dziewaj� si� pieni�dze, kt�re tamtejsze rz�dy dawa�y czci-godnemu panu, aby rozwija�, dogania� i przegania�. A wi�c,kr�tko m�wi�c, ingerencja w wewn�trzne sprawy cesarstwa!W pa�acu poruszenie, oburzenie, ale osobliwy pan nakazujespok�j i rozwag�. Teraz czekamy, jakie b�d� najwy�sze usta-lenia. Od razu rozlegaj� si� g�osy, aby przede wszystkim od-wo�a� ambasadora z powodu tak przykrych i alarmistycznychdoniesie�, tyle niepokoju w �ycie pa�acu wnosz�cych. Jednak-�e minister spraw zagranicznych argumentuje, �e takie odwo-�anie rzuci strach na pozosta�ych ambasador�w, kt�rzy w og�-le przestan� donosi� cokolwiek, a przecie� czcigodny pan mu-si wiedzie�, co o nim m�wi� w r�nych cz�ciach �wiata. Na-st�pnie odzywaj� si� cz�onkowie rady koronnej, kt�rzy ��-daj�, aby samolot z dziennikarzami zawr�ci� z drogi i ca�ejtej blu�nierczej ha�astry do cesarstwa nie wpuszcza�. Ale jak�etu, powiada minister informacji, nie wpu�ci�, jeszcze wi�kszykrzyk podnios� i pana mi�o�ciwego bardziej pot�pi�. Rada wrad� postanawiaj� podda� dobrotliwemu panu nast�puj�ce roz-wi�zanie - wpu�ci�, ale zaprzeczy�. Tak jest, wyprze� si�g�odu! Trzyma� ich w Addis Abebie, pokazywa� rozw�j i niechpisz� tylko to, co w naszych gazetach potrafi� wyczyta�. A pra-s�, przyjacielu, mieli�my lojaln�, powiem nawet - przyk�ad-nie lojaln�. Prawd� m�wi�c, nie by�o jej wiele, bo na trzy-dzie�ci z ok�adem milion�w podw�adnych t�oczono dzienniedwadzie�cia pi�� tysi�cy egzemplarzy gazet, ale pan nasz z ta-kiego wychodzi� za�o�enia, �e nawet najbardziej lojalnej pra-sy nie nale�y dawa� w nadmiarze, gdy� mo�e z tego wytwo-rzy� si� nawyk czytania, a potem ju� krok tylko do nawykumy�lenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapie-nia, k�opoty i zmartwienia. Bo, powiedzmy, co� mo�e by� lo-jalnie napisane, ale zostanie nielojalnie odczytane, kto� zacz-nie czyta� rzecz lojaln�, a zechce p�niej nielojalnej, i tak p�j-dzie drog�, kt�ra go od tronu b�dzie oddala�, od rozwoju od-ci�ga�, do warcho��w prowadzi�. Nie, nie, pan nasz nie m�g�do takiego rozpuszczenia, pob��dzenia dopu�ci� i dlatego wog�le nie by� entuzjast� nadmiernego czytania. Wkr�tce po-tem prze�yli�my prawdziw� inwazj� korespondent�w zagra-nicznych. Pami�tam, �e zaraz po ich przyje�dzie odby�a si�konferencja prasowa. Jak wygl�da, pytaj�, problem �mierci' g�odowej, kt�ra dziesi�tkuje ludno��? Nic mi o tym nie wia-domo, odpowiada minister informacji, i musz� ci, przyjacielu,powiedzie�, �e nie by� on daleki od prawdy. Po pierwsze,�mier� g�odowa by�a w naszym cesarstwie, od setek lat, rze-cz� codzienn� i naturaln� i nigdy nikomu nie przychodzi�o dog�owy podnosi� z jej powodu wrzaw�. Nastawa�a susza i zie-mia wysycha�a, byd�o pada�o, ch�opi umierali - zwyczajny,zgodny z prawami natury i odwieczny porz�dek rzeczy. Z po-wodu tej odwieczno�ci, normalno�ci, �aden z notabli nie o�mie-li�by si� zaprz�ta� uwagi ja�nie wielmo�nego pana tym, �e wjego prowincji kto� tam umar� z g�odu. Oczywi�cie, sam do-stojny pan odwiedza� prowincje, ale nie mia� w swoim usta-lonym zwyczaju zatrzymywa� si� w rejonach ubogich, gdziepanowa� g��d, a poza tym c� mo�na zobaczy� w czasie ta-kich oficjalnych odwiedzin? Ludzie z pa�acu te� na prowincj�nie je�dzili, bo wystarczy, �e cz�owiek opu�ci pa�ac, a tu naniego naplotkuj�, nadonosz�, tak �e kiedy wr�ci, przekona si�,�e ju� wrogowie przesun�li go bli�ej bruku. Sk�d wi�c mo-gli�my wiedzie�, �e na p�nocy panuje jaki� nadzwyczajnyg��d? Czy mo�emy, pytaj� korespondenci, pojecha� na p�noc?Nie mo�na, wyja�nia minister, bo pe�no zb�jc�w na drodze.I znowu musz� powiedzie�, �e nie by� on daleki od prawdy,gdy� w ostatnim okresie donoszono o rozmno�eniu w ca�ymcesarstwie wszelakiej zbrojnej i przy traktach zaczajonej nie-prawomy�lno�ci. Po czym minister zabra� ich na wycieczk�po stolicy, pokazywa� im fabryki i rozw�j zachwala�. Ale ci,gdzie tam - rozwoju nie chc�, tylko ��daj� g�odu, nic wi�cich nie obchodzi, chc� mie� g��d i tyle! No, powiada mini-ster, g�odu to wy mie� nie b�dziecie, sk�d�e g��d, je�eli jestrozw�j ! Ale tu, przyjacielu, nowa historia powsta�a. Bo otonasze zbuntowane studenctwo wys�a�o na p�noc swoich de-legat�w, a ci naprzywozili i fotograf��, i strasznych histor��o tym. jak umiera nar�d, i wszystko to korespondentom cich-cem, tylcem przekazali. I nast�pi� skandal, nie da�o si� wi�-cej m�wi�, �e g�odu nie ma. Znowu korespondenci atakuj�,zdj�ciami wymachuj�, pytaj�, co rz�d w sprawie g�odu zro-bi�. Ja�nie najwy�szy pan, odpowiada im minister; przywi�-za� do tej sprawy najwy�sz� wag�. Ale konkretnie! konkret-nie! wo�a bez �adnego uszanowania ta z piek�a rodem ha�astra.Pan nasz, powiada spokojnie minister, oznajmi w odpowied-nim czasie, jakie s� jego majestatu zamierzone postanowie-nia, ustalenia, polecenia, nie ministrom bowiem rozstrzyga�o takich rzeczach i bieg sprawom nadawa�. W ko�cu kores-pondenci odlecieli i g�odu z bliska nie widzieli. ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl