Karol May - Twierdza w górach [pl], Cykl - W krainie Srebrnego Lwa

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
K
AROL
M
AY
T
WIERDZA W GÓRACH
Powszechnie wiadomo, że nawet ustne opowieści wymagają zwięzłości, a powtarzanie tych
samych rzeczy działa na słuchaczy nużąco, opowiadanie czyniąc rozwlekłym. Tym bardziej więc
należy wymagać od autora utworu pisanego, aby unikał zbędnego balastu słów, jeżeli i tak już
niczego wyjaśnić nie mogą. Skoro jednak autor stawia sobie za zadanie osiągnięcie pewnych
celów, które, jak to ma miejsce u mnie, związane są z prawdziwą wiarą w Boga, poczuciem tego
wszystkiego, co dobre, piękne i szlachetne, to w tym wypadku może swoje myśli i spostrzeżenia,
że użyję popularnego wyrażenia, powtarzać do woli.
Jednym z często u mnie występujących spostrzeżeń jest to, iż losy, nie tylko narodów, lecz
także poszczególnych ludzi, pozostają z sobą w ścisłym związku, którego niedoświadczone oko
zazwyczaj nie dostrzega, a mimo to istnieje ów związek i wychodzi na jaw wówczas, gdy się go
najmniej spodziewamy.
Jak setki tysięcy i miliony mil oddalone od siebie gwiazdy firmamentu powiązane są ze sobą
na mocy wiecznych praw, tak też działalność człowieka i wydarzenia jego życia, bez względu na
dzielący je czasokres, ściśle się łączą i dość często w wydarzeniu wieku starczego da się zauważyć
skutek pewnego czynu, który miał miejsce kiedyś w dawno minionej i zapomnianej młodości. Nie
ma nic takiego, zarówno w wewnętrznym, jak i w zewnętrznym życiu człowieka, co by można było
uważać za całość, wyodrębnioną z pośród innych okoliczności.
Wszystko, co na powierzchnię życia wypływa, jest owocem ubiegłego dnia, który zawiera w
sobie jądro dalszego, ukierunkowanego rozwoju. Ukierunkowanego! Z rozmysłem to podkreślam,
gdyż dobry uczynek może zrodzić tylko dobro, a zły - zło. Jest to wieczne, niewzruszone prawo,
które można różnie tłumaczyć, ale którego jednak nie jesteśmy w stanie zmienić. Jakże często się
zdarza, iż dzielny, dobry człowiek widzi nagle spadające nań konsekwencje jakiegoś dawno już
odżałowanego i zapomnianego czynu, zdawało się, że nic go nie zdoła wskrzesić, a jednak
towarzyszył człowiekowi w ukryciu przez cały czas. Wyświadczenie komuś przyjacielskiej
przysługi przynosi częstokroć po wielu latach niespodzianie nagrodę.
Dlaczego właściwie tak filozofuję i moralizuję, zamiast po prostu rozpocząć opowiadanie?
Dobrze, więc do dzieła!
Miałem zamiar podjąć podróż do Szirazu bezpośrednio po naszym powrocie z Birs Nimrud,
względnie w krótki czas potem. Natknęliśmy się jednak w Bagdadzie na przekupnia sprzedającego
znany w całej Mezopotamii ze swej niezwykłej dobroci balsam piękności, który wyrabiano w
okolicy Kirmanszah. Sprzedawca ofiarowywał swój towar w kawiarni, gdzie również i do nas się
zwrócił. Przypuszczałem, że Halef pokaże mu po prostu drzwi, ten jednak wdał się z nim w
rozmowę, w czasie której zapytał:
- Czy możesz mi powiedzieć, gdzie kupujesz ten zadziwiający środek na piękność?
1
- Nie mam żadnych podstaw ku temu, by ci nie powiedzieć, - odparł przekupień - gdyż
dumny jestem z tego, iż wyrabiająca go niewiasta udzieliła mi wyłącznego prawa sprzedaży na tę
okolicę. Mam od niej też pozwolenie odwiedzania jej dwa razy do roku dla nabywania owego
balsamu. Gdy wracam, oczekują mnie wszystkie haremy, aby wejść w posiadanie cudownej maści.
- Czyż rzeczywiście spełnia te nadzwyczajne cuda, o jakich się mówi?
- O, czyni więcej, znacznie więcej, aniżeli można opowiedzieć! Wystarczy nią tylko dotknąć
twarzy, a znikną wszystkie zmarszczki, pryszcze i inne niedomagania, szpecące oblicze.
- Przesadzasz!
- Nie, na Allaha, nie! Możesz się udać do plemienia, z którego pochodzi owa kobieta,
wyrabiająca maść, a przekonasz się, iż wszystkie tamtejsze mężatki i panny mają lica jak śnieg
białe, a lśniące jak blask jutrzenki!
- A czy wiesz, z czego wyrabiany jest ten środek?
- Nie. Jak mogłeś nawet pomyśleć, iż wyrabiająca go będzie tak nieostrożna, by mi to
powiedzieć! Odziedziczyła drogocenną tajemnicę od swej prababki, a ta z kolei otrzymała ją w
spadku od swej praprababki. Ostatnia zaś też miała prababkę której praprababka, niezwykle
nabożna kobieta, otrzymała tę maść w nagrodę za swe wielkie cnoty od archanioła Gabriela, ten zaś
sprowadził ją z najwyższego niebiańskiego raju, gdzie maść tę spreparowano dla wiecznej
młodości przebywających tam błogosławionych.
- Jak się nazywa owa kobieta?
- Właściwego imienia nie znam, lecz nazywają ją Umm-ed-Dżamal, Matka Piękności.
- Gdzie mieszka?
- Nigdzie, gdyż jej plemię nie prowadzi osiadłego trybu życia, raz mieszka tu, raz tam.
Stanowią zaś część składową plemienia Idiz Bachtijarów i przebywają najczęściej po drugiej
stronie Kirmanszah.
- Ale kiedy ci potrzeba maści, musisz wszak wiedzieć, gdzie szukać tej niewiasty!
- Tego się dowiaduję od aptekarza z Kirmanszah, który również sprzedaje ten środek i sam
często zasięga informacji o miejscu jej pobytu. Następnie odszukuję Matkę Piękności i biorę od
niej, czego mi potrzeba. Powiadam ci, jest to stara kobieta, ale nie ma na jej twarzy najmniejszej
zmarszczki. Ile pudełek chcesz kupić?
- Ile kosztuje pudełko?
- Jeden rijal.
- W takim razie nic nie kupię.
- Czemu?
- Dlatego, że za drogo.
2
- Za drogo! Alboś zmysły postradał, alboś jest sknera! Człowiek, dla którego tak mała suma
dla upiększenia swego haremu jest za wysoka, nie zasługuje na mój szacunek! Zrazu stawiasz mi
szereg pytań, a gdy ci na nie z jak największą gotowością odpowiadam, okazujesz się niewdzięczny
i zarzucasz mi zbyt wysoką cenę tak, że spłonąłbym ze wstydu, gdyby to rzeczywiście było
prawdą. Obyś sczezł, na Allaha!
To rzekłszy, przekupień się oddalił. Ku mojemu zdumieniu, zapalczywy zazwyczaj Hadżi
przyjął spokojnie skierowane doń ostre słowa. Machnął ręką i rzekł:
- Nie kupiłbym tej marham ed dżamahl, nawet gdyby kosztowała tylko para, gdyż Hanneh,
najbardziej nieporównana spośród wszystkich ukochanych kobiet świata, nie zgodziłaby się na to.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Ponieważ... hm!
Zatrzymał się zakłopotany i dopiero po chwili ciągnął dalej, zapytując:
- A gdybym ci szczerze odpowiedział, czy myślałbyś źle o Hanneh, która jest najbardziej
nieporównaną osobą spośród wszystkich innych kobiet?
- Ależ nie, na pewno nie, drogi Halefie.
- A więc proszę cię, powiedz prawdę! Czy Emmeh, wiecznie płonąca zorza twego haremu,
nie ma zmarszczek na twarzy?
- Nie.
- Ani jednej?
- Ani jednej.
- Jakżesz to możliwe? Żadnej? Ani jednej, nawet malutkiej, ledwie widocznej?
- Nie. Nie ma.
- Ależ pomyśl, sidi! Jestem przekonany, że gdybyś chwilę pomyślał, na pewno
przypomniałbyś sobie choćby jedną, jedyną zmarszczkę!
Wiedziałem, co go skłaniało do takiego przynaglania. Kobiety wschodnie szybko się
starzeją, a Hanneh była wszak kobietą orientalną, miała zatem zmarszczki. To bynajmniej nie
umniejszało jego gorącej miłości, była dlań jeszcze dzisiaj, jak przed laty, najpiękniejszą z
pięknych. Dlatego, odpowiedziałem też, chcąc go oszczędzić:
- Moja Emmech rzeczywiście nie ma zmarszczek. Ale pomyśl o szeregu lat, w ciągu których
twoja Hanneh musiała troszczyć się o ciebie, o Kara Ben Halefa i całe plemię Haddedihnów! A
troski, mój kochany, przynoszą zmarszczki. Czcij je i szanuj!
Odparł mi szybko tonem zadowolenia:
- Effendi, jesteś dobrym człowiekiem, równie jak ja dobrym człowiekiem! To się nie da
ukryć, a ponieważ masz tak dobry wzrok, zauważyłeś, iż u mojej Hanneh, acz jest najpiękniejszą z
3
kobiet świata, policzki zaczęły się powoli marszczyć. Od tego czasu jednak kocham ją dwakroć
silniej! Wszystko czyniła, aby przeszkodzić tym zmarszczkom, jednak daremnie. Wierzaj mi,
zmarszczki są robactwem piękności: wystarczy, iż zjawi się jedna zmarszczka, a zaczynają się
mnożyć w nieskończoność. Zupełnie jak mrówki, z początku widzi się jedną, potem dwie, potem
trzy, następnie pięćdziesiąt, osiemdziesiąt, sto i wreszcie rozrastają się i mnożą tysiącami. Tak też
jest z bruzdami i rowkami na twarzy, dochodzą do takiej liczby, iż przy ich bliższej obserwacji
człek zaczyna się gubić. O, gdyby każda kobieta była na tyle mądra, by nie dopuścić do pojawienia
się tej pierwszej zmarszczki na swej twarzy! Ale, jak ci wiadomo, kobiety nie posiadają tej
ostrożności, która jest znakomitą właściwością nas mężczyzn. Oby nas Allah nie pozbawił tej
znakomitej cechy charakteru! A ponieważ twoja Emmeh, wdzięczna ofiarodawczyni twej
szczęśliwości, nie posiada jeszcze zmarszczek, nie masz wyobrażenia o tym, jak głęboko bruzdy
twarzy wżerają się w serce i duszę kobiety, zwłaszcza, iż nie ma takiej maści ani plastra, który by
jakąkolwiek zmianę na lepsze mógł sprowadzić. Hanneh, najwspanialsza róża wśród wszystkich
gatunków róż Wschodu i Zachodu, doniosła mi, że po długich i daremnych trudach, jedyna jej
nadzieja odzyskania wspaniałej błogiej gładkości lic spoczywa w znakomitej maści Matki
Piękności. Ta kobieta z plemienia Bachtjarów jest bowiem powszechnie znana dzięki swej
cudownej maści, po użyciu której zmarszczki tak uciekają, jak mrówki ze swej jamy, gdy do niej
wlać wodę z cybucha. Ale cóż mi z tego, skoro jest tak daleko od nas do tej okolicy, w której jej
szukać należy! Dlatego też niezrównana towarzyszka mego życia ziemskiego była zachwycona,
dowiedziawszy się, że życzysz sobie, abym się udał z tobą do Persji. Udzieliła mi też chętnie
pozwolenia towarzyszenia ci w tej podróży pod warunkiem wszakże, iż przywiozę jej tyle marham
ed dżamahl, ile potrzeba do całkowitego usunięcia zmarszczek z twarzy i przywrócenia jej
poprzedniej gładkości.
- Mnie, niestety, słowem nie wspomniała o tym swoim zamiarze!
- Tobie? O, effendi, jakże młodym i niedoświadczonym jesteś, gdy chodzi o osądzanie spraw
haremu. Gdyby Hanneh, jedyne słoneczko na firmamencie mojej siedziby kobiecej, dowiedziała
się, że ty również spostrzegłeś, tę jedną jedyną chociażby zmarszczkę na jej obliczu, padła by
martwa ze wstydu i zmartwienia. Jakże więc mogłeś nawet pomyśleć, iż będzie mówiła o tym z
tobą! Zlituję się nad tobą i powiem ci tajemnicę, bardzo wielką tajemnicę haremową. Zważ
dokładnie, co następuje: im więcej kobieta ma zmarszczek na twarzy, za tym gładszą chce uchodzić
w twoich oczach. Jeżeli więc chcesz możliwie najdłużej zachować szczęście domowe, nie zdradź
się przenigdy przed twoją Emmeh, żeś zauważył zmarszczki na jej twarzy. Nie powinieneś ich
widzieć, nawet myśleć ci o nich nie wolno, jeżeli ci drogim jest życie i spokój oraz wygoda twego
domowego zacisza! Wierz mi, znam się na tym, sidi! Bierz więc ze mnie przykład! Ja również nie
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motyleq.opx.pl