Kantra Virginia - Niebezpieczne Związki 06 - Odszukać szczęście, Niebezpieczne Związki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Virginia Kantra
Odszukać szczęście
Rozdział pierwszy
– Podobno wyrzucili go z pracy za zabicie tego
chłopca...
Słowa Gladys Baggett zabrzmiały jak wystrzał z pis-
toletu, przedarły się przez normalny o tej porze gwar
głosów gości, którzy przyszli na lunch.
Ann Cross akurat nalewała nowo przybyłym klient-
kom mrożoną herbatę. Wzdrygnęła się, słysząc te słowa
i płyn rozlał się na stół.
– Przepraszam. – Uśmiechała się, wycierając mokry
blat stolika. Nie mogła sobie pozwolić na utratę napiwku
i nie miała prawa narażać Val na utratę klientek. – Czy
mam jeszcze coś podać?
– Nie, dziękuję.
Ann udała, że nie usłyszała niezadowolenia w głosie
Gladys Baggett. Udawać umiała jak nikt na świecie.
Udawała radość życia, choć głos Gladys – teraz już
przyciszony – brzęczał jej w uszach jak uprzykrzona
mucha.
– ...pokazywali w wieczornych wiadomościach z At-
lanty. Nie wiem, jak jego ojciec to przeżyje.
– W gazecie pisali, że to bohater – zaprotestowała
koleżanka Gladys.
Ann nie chciała tego słuchać. Z własnego doświadczenia
6
Virginia Kantra
wiedziała, jak krzywdzące bywają plotki w małym mias-
teczku i jak bardzo mijają się z prawdą.
– Nie rozumiem, jak możesz go bronić – obruszyła się
Gladys. – Zawsze mówiłam, że z Maddoxa Palmera nic
dobrego nie wyrośnie.
Maddox. Dłoń Annie mimowolnie zacisnęła się na
dzbanku. Przypomniała sobie, jak ją kiedyś potraktował.
A teraz jeszcze kogoś zabił!
– Na pewno nie wyrosłoby z niego nic dobrego,
gdyby został w tym mieście – stwierdziła ta druga.
– Podobno wrócił. Mackenzie Ward widziała go
w banku. Bezwstydny jak grzech i przystojniejszy niż
kiedyś. Tak powiedziała... – Gladys przerwała i z naganą
w oczach spojrzała na Ann.
– Może jeszcze herbaty? – spytała Ann, choć z tru-
dem wydobywała słowa ze ściśniętego gardła.
– Tak, bardzo proszę. – Gladys osuszyła zwiędłe
usta serwetką i lekko odchyliła się od stolika. – A jak
się ma nasz drogi mały Mitchell? I jak tam ten twój
przystojny mąż?
Ann zesztywniała. Jej syn miał się dobrze, a ona za
kilka dni otrzyma orzeczenie rozwodu, ale ani stan
zdrowia jej syna, ani stan jej małżeństwa nikogo nie
powinny obchodzić. To były jej prywatne sprawy.
– Bardzo dobrze, dziękuję – powiedziała z miłym
uśmiechem.
Przez całą salę biegł za nią teatralny szept Gladys.
– Ci MacNeillowie są tacy łatwowierni – mówiła.
– Kto inny by jej nie zatrudnił. Pewnie Val co wieczór
liczy sztućce.
Ann skuliła się w sobie. Wredne babsko!
W ciągu dziesięciu lat małżeństwa z Robem do-
Odszukać szczęście
7
prowadziła do perfekcji sztukę udawania. Teraz ta
umiejętność bardzo jej się przydawała. Nikt się nie
domyślał, że Ann słyszy, co mówią i że obchodzi ją, co
myślą o niej mieszkańcy Cutler.
Nigdy nie darzyli Annie Barclay Cross ani szacun-
kiem, ani sympatią. Co do tego nie było najmniejszych
wątpliwości. Nikt nie oczekiwał od żadnego z Barclayów,
że cokolwiek w życiu osiągnie. Jakby zapach farmy
rodziców Ann przyjeżdżał razem z nimi do miasta.
Zapach kurcząt, pijaństwa i klęski. Jedyna rzecz, jaka się
Annie w życiu udała, to romans z lokalnym mistrzem
futbolu, który zakończył się małżeństwem i przenosina-
mi do eleganckiego domu na Stonewall Drive. W każ-
dym razie tak uważała matka Ann i wszystkie miejscowe
plotkarki. Ann doskonale pamiętała, ile było szeptania
podczas ślubu. Szeptały, cudowały, ale zaakceptowały.
Za to teraz nikt jej nie akceptował.
Oprócz Val, pomyślała Ann z wdzięcznością.
Drzwi kuchni otworzyły się z impetem. Na salę
weszła Val. Opasana kuchennym fartuchem, z jasnymi
włosami zaplecionymi w gruby warkocz i ze srebrnymi
kołami w uszach. Z dumą rozejrzała się po swojej
zatłoczonej restauracji.
– Radzisz sobie? – spytała.
– Oczywiście. A co? Sprawdzasz mnie? – Ann uśmiech-
nęła się domyślnie.
– Zwariowałaś? – zaprotestowała Val. – Martwię się
o ciebie, a to jednak jest pewna różnica...
Val była jedyną osobą, która naprawdę martwiła się
o Ann i szczerze się o nią troszczyła.
– Wszystko w porządku – zapewniła ją.
– No to fajnie. – Val jeszcze raz rozejrzała się po sali.
8
Virginia Kantra
Zatańczyły srebrne kółka w jej uszach. – Słyszałaś?
Maddox Palmer wrócił.
– Coś mi się obiło o uszy – przyznała Ann. – A ty skąd
o tym wiesz?
– Mama dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem. Po-
wiedziała jej o tym Betty Lou Prickett, która dowiedziała
się od Mackenzie...
– ...Ward z banku – dokończyła za nią Ann.
– No właśnie. – Val się roześmiała. – Nasz miejscowy
telegraf działa bez drutu. Jest niezawodny i ma bardzo
dobrą pamięć do osób i zdarzeń.
O, tak, ma wyśmienitą pamięć, pomyślała Ann. Nie-
ważne, że zmieniłam nazwisko, zmieniłam całe swoje
życie, zaczęłam zarabiać pieniądze i że sama utrzymuję
swojego syna. W Cutler zawsze będę tylko córką Bar-
clayów, która wrobiła biednego Roba Crossa w małżeń-
stwo, a potem wplątała go w tę aferę z bankiem.
Siedem miesięcy temu Ann przyznała się, że podej-
rzewała, iż jej mąż ukradł jej przyjaciółce dwadzieścia
tysięcy dolarów. Gdy kradzież się wydała, Rob ciężko
pobił Val, a potem podpalił restaurację. Na podstawie
zeznania Ann skazano go za kradzież. Dostał wyrok
w zawieszeniu. Proces o podpalenie i usiłowanie zabój-
stwa miał się odbyć za kilka tygodni. Mimo to opinia
społeczna całego miasteczka uparcie stała po jego stro-
nie. Tylko Ann wiedziała, że jej mąż jest winien obu
zarzucanych mu czynów.
Nagłe milczenie Ann zaniepokoiło Val. Jej różowa
twarz poczerwieniała.
– Do diabła, kochanie, ja nie chciałam... Nie wolno ci
myśleć, że Con i ja...
Przyjaciółki były w tym samym wieku, choć Ann
[ Pobierz całość w formacie PDF ]